Atlas Światów

KLIK- MUZYKA DO ROZDZIAŁU



Przesunęłam rękę lekko w bok. Opuszkami palców dotknęłam twardą, suchą i nieco chropowatą powierzchnię. Drewno? Otworzyłam oczy, ale mrok przede mną nie ustąpił. Wzięłam głęboki oddech i usiadłam. Gdzie byłam? Gdzie mogłabym być tym razem? Wokół mnie panowała głęboka, lepka cisza, przerywana tylko przez pulsujące bicie moje serca. Jednak żyłam, cóż za zaskoczenie… 
Nagle poczułam w gardle ostrą gulę. Moim ciałem poruszył spazmatyczny kaszel. Kaszlałam długo, próbując wyrzucić z siebie słowa, których nie zdążyłam wypowiedzieć. Żyły ściął mi gorący chłód, gdy przed oczami ujrzałam przejrzystą twarz Nouel’a. Po dłoniach przeszedł mi dziwny dreszcz, wspomnienie uścisku jego dłoni. Co się stało?! Opanował mnie gniew, równy swą mocą, krwawej furii Veroniki. Dopiero teraz tak naprawdę zrozumiałam, dlaczego Święte Oblicze stała się potworem. Demony jej przeszłości, jak wściekłe psy zagryzły nie tylko jej sumienie i serce, ale i każdego, kto byłby w stanie ją uratować. Krzyknęłam w twardą ścianę mroku, ale to nie przyniosło mi ukojenia. Wrzeszczałam i przeklinałam wszystko, co tylko mogłam, aż straciłam głos. I nawet wtedy, w ciszy swojego umysłu, nie zaznałam wytchnienia w pomstowaniu na fatum, które mnie prześladuje. Nie uroniłam jednak ani jednej łzy. Nie byłam w stanie zmusić się już do takiej słabości. Po tym, co musiałam przejść, bo Wszechświat ukoronował mnie sobie na swoją ulubioną maskotkę, która może płonąć tysiące razy, a i tak nie umrze, nie potrafiłam odnaleźć w sobie ani jednej cząstki człowieczeństwa. Miałam ludzkie ciało, powłokę, jedyną maskę, która osłaniała moją prawdziwą twarz. Hybryda Lodu… Czym sobie zasłużyłam na takie przekleństwo? Za co to przekleństwo spotkało moich rodziców? Co takiego uczyniła Flora? Nie byłam w stanie tego pojąć.
Pomału usunęłam się z klęczek na ziemię i skuliłam się w sobie. Czułam, jak coś ze mnie wyparowywuje, jak staję się coraz lżejsza. Nie chciałam unosić się w pustkę, nie chciałam przestawiać istnieć. Moim jedynym pragnieniem było cofnięcie się w czasie do momentu, gdy to wszystko się zaczęło. Przezwyciężyłabym nałożony na moje ramiona Strach i w dniu pożaru zawołałbym Nouel’a po imieniu, tak głośno, że płomienie zastygłyby w przestrachu. A on zjawiłby się, jak czarny duch o oczach jasnych jak ocean. Jedno spojrzenie. Tylko jedno spojrzenie, nim ucieklibyśmy tam, gdzie nikt nigdy nawet by nas nie szukał. Nie byłoby strachu, cierpienia, pustki i samotności. Nie byłoby Hybrydy ani Wojny. Nic nie miałoby sensu się wydarzyć… A my istnielibyśmy razem wśród gwiazd miliona planet i śmialibyśmy się w twarz wszystkim przekleństwom i plagom każdego ze światów. Wszechświat odszedłby skąpany w bieli przegranej na drugą stronę horyzontu.
Coś mruczeniem zawibrowało mi koło prawego ucha. Miarowy dotyk czegoś wilgotnego i szorstkiego nie dawał mi spokoju. Zacisnęłam mocniej powieki, a wtedy na ramieniu poczułam miękkie i gładkie futerko, które swoją fakturą przypominało rozczesane włókna włóczki. Otworzyłam szeroko oczy. Mruczenie urwało się w pół tonu, a ja ujrzałam w rzadkiej ciemności świecące się, jak żarówki zielone ślepia kota.
- Homer..?- szepnęłam, na co kot zaczął mocno ocierać się o moje zdrętwiałe ramię.
Ze zdziwieniem spojrzałam w jego intensywne oczy, których nie pamiętałam. Homer był od zawsze ślepy, a jego spojrzenie było mętne i niewyraźne, jak mleko zmieszane z wodą. W odpowiedzi na moje myśli, kot figlarnie pacnął mnie łapą w dłoń. W tym geście odczytałam kocią prośbę, bym nie zastanawiała się nad tym. Przyznałam mu rację, zdążyłam przyzwyczaić się do tego, że nie zawsze można wszystko pojąć, tak jak by się chciało. Wiedziałam jedynie, że jest to dla mnie znak. Dobry symbol, czegoś co może nieść za sobą spokój i ostateczny koniec cierpienia. Błądzenia w ciemności.
Rozejrzałam się wokoło. Tym razem byłam w stanie dojrzeć odległe zarysy, głębsze czy bliższe cienie. Wstałam i odszeptałam kolana. Pod palcami poczułam poszarpany materiał. Popatrzyłam w dół na Homera. Kot poruszał niecierpliwe jasnym ogonem i wyciągnął szyję w górę, tak jakby chciał abym spojrzała wyżej. Zrobiłam jak radził mój przyjaciel. Nad moją głową kołysał się niemrawo mały, paciorkowy sznureczek, który błyszczał swoim własnym, niemrawym światłem. Pociągnęłam za niego i oblała mnie niespodziewana światłość. Przysłoniłam sobie oczy rękami, by dopiero po dłuższej chwili odjąć palce od czoła.
Znajdowałam się  na ogromnym poddaszu. Otaczały mnie belki dachu o pięknych rzeźbieniach. Pod ścianami stały najróżniejsze przedmioty, mniej lub bardziej zakurzone, porzucone, niechciane. Miałam wrażenie, że stoję na strychu jakiegoś średniowiecznego dworu, którego pochłonęła tajemnica ziemi. Zaczęłam przechadzać się po pomieszczeniu, oglądając stare płótna i podziwiając złocenia kredensów i kufrów. Z początku wydawało mi się, że stawiam zbyt małe kroki, bo strych się nie kończył, ale w końcu zrozumiałam, że on nie może się skończyć. On nie może mieć ani początku, ani końca. Na tym to właśnie polegało… Zagryzłam mocno zęby.
- To moje więzienie, prawda Homer?- wydusiłam z siebie.
Kot pod moimi nogami prychnął gniewnie, jak ktoś kto z całych sił usiłuje ukazać coś bardzo ważnego, ale nie udaje mu się dotrzeć do danej osoby.
- Jak jesteś taki mądry, to mi pokaż, a nie baw się ze mną w ciuciu-babkę.- stwierdziłam, zakładając sobie dłoni na piersi.
Homer zamiótł ogonem przed moimi stopami i ruszył wolnym truchtem przed siebie. Bez słowa ruszyłam za nim. Nie szliśmy długo, ale pewna nie jestem i nie mogę być czasu tutaj. Jak na razie nie zauważyłam wśród tych szpargałów ani jednego zegara. Mój przyjaciel odwrócił się do mnie i błysnął żółtą tęczówką. Nie zauważyłam moment, kiedy zmienił kolor oczu. Nie zamierzałam jednak zastanawiać się nad cudacznością mojego kota. Homer usiadł dostojnie obok dość sporego kufra z mosiężnym zatrzaskiem. Uklękłam przed nim i zmrużyłam oczy. Co się stanie, gdy uchylę wieko? Pochłonie mnie zło, czy może zyskam ukojenie? Ciche miauknięcie przerwało moje bezsensowne rozmyślania.
Wbiłam paznokcie pod pokrywkę i uniosłam ją zamaszyście, aż w górę wzbił się tuman kurzu. Gdy szara, sucha mgła opadła moim oczom ukazały się dwa duże pęki kluczy. Na jednym okręgu zawieszone były czarne jak smoła klucze o ostrych zatrzaskach i pięknych zdobieniach. Każdy z kluczy miał swój numer. Można było otworzyć nimi pięć drzwi. Drugi pęk kluczy był jasny, wykonany z kości słoniowej. Ich zatrzaski były gładkie, pięknie wymodelowane. Tych kluczy było osiem. Osiem bram…
Pod nimi wystawał skraj powyginanego papieru. Sięgnęłam do niego tak zachłannie, jak uratowany z pustyni po wodę. Rozwinęłam papier i przeczytałam:
Ten tylko otrzyma klucze do złego i dobrego, kto jako jedyny i ostatni ze swego rodu posiada moc, by własną ciemność przezwyciężyć równą jej jasnością. Pójdzie on na wieczną służbę, gdzie strzec będzie przejścia między światami. Co zamknie po jednej stronie, pozostanie tam na wieki, co zaś przepuści przez próg, będzie mogło przejść swobodnie i powrócić. Niech jednak nie traci nadziei w samotności, bo Ojciec dobry pozostawi jej w swym czasie, to czego pragnie jego dziecko najbardziej! A czas ten nadejdzie, choć ani wcześniej, ani później, ale wtedy gdy nikt się nie spodziewa, a kiedy On będzie wiedział, że jest chwilą najlepszą.
- Mam być Strażnikiem między światami?- spytałam w przestrzeń.
Odpowiedziało mi mrukniecie, brzmiące jak gorące potwierdzenie.
- Skoro sam Bóg zgotował mi taki los, to chyba nie mogę odmówić?
Powinnam czuć żal. Powinnam czuć strach. Możliwe, iż powinnam przeklinać moje ostateczne przeznaczenie, jednak… Czułam jedynie ukojenie i nadzieję. Wiedziałam, że nie zostanę okłamana. To On mi to obiecał. To On właśnie obiecał mi, że połączę się z Nouelem. To było Jego Słowo. Mocne i niezmienne. Finalne słowo, kończące swą siłą ostatnią burzę.
- Dziękuję.- szepnęłam przed siebie.
Nie oczekiwałam odpowiedzi, jednak ta nadeszła. Zawiał lekki, ciepły wiatr, pachnący wiosną. Pachnący nowym życiem. Jego obecność zawirowała w powietrzu, otulając mnie miękkim ramieniem. Chwilę później łagodnie odpłynęła, a moją twarz oświetlił najpierw jeden, a później dziesiątki małych, roztańczonych płomyków, które mrugały do mnie wesoło znad powykrzywianych woskowych świec, ustawionych gdzie tylko się dało. Poczułam jak coś ściska mnie w żołądku. Było to jednak dobre uczucie. Uśmiechnęłam się wzruszona. Bóg dał mi cząstkę Nouela. 
Teraz pozostawało mi tylko czekać…   


                 https://33.media.tumblr.com/7765316549f67b47e30e7d109a58c5b7/tumblr_neowr8Asf81u276wao1_500.gif

Komentarze

  1. Prawdę mówiąc, to zupełnie nie moja tematyka, ale dałam się całkowicie wciągnąć. Czekam niecierpliwie na dalszy los ,,Strażnika między światami" :) Pozdrawiam :)
    historia-piorem-pisana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Epilog

Tytanidy Światła i Ciemności

GDZIE WRÓBLE?