Więzi Rodzinne



                                       KLIK-MUZYKA DO ROZDZIAŁU

          Byli tam. Tak po prostu tam byli. Moi prawdziwi rodzice, których straciłam przez Ogień. Patrzyłam na ich twarze, postaci, takie jakie pamiętałam. Uśmiechając się, wyglądali jakby wciąż żyli. Jakby to wszystko, co wydarzyło się do tej pory było tylko złym snem, który ginie wraz z drgnięciem powieki. Przez chwilę zdawało mi się, że wszystko z nimi w porządku, ale w pewnym momencie po prostu zaczęłam mieć wrażenie, że nie patrzę na ludzi, a jedynie na ich idealnie wymalowane portrety. Nie ruszali się. Stali nieruchomo w miejscu, jak ludzie zaklęci w kamień przez Meduzę… Zrobiłam krok do przodu, by lepiej im się przyjrzeć. Czy byli jedynie figurami? Może to kolejna pułapka, w którą dałam się złapać, jak dziecko?
Mama nagle zamrugała, a z jej ust zniknął błogi uśmiech, jakby właśnie skończyła pozować do zdjęcia. Ojciec stojący tuż koło niej, także zmienił wyraz twarzy na bardziej ciężki i niemal srogi. W ich oczach coś zamigotało i wzrok stał się mniej szklany, bardziej skupiony. Wręcz przenikliwy. Mama po raz pierwszy naprawdę spojrzała na mnie, a jej wąskie brwi zbiegły się ku sobie w niemym zdziwieniu.
                - Pozwolił ci nas odwiedzić…- odezwała się z lekkim niedowierzaniem. Jej głos był jakiś inny. Ochrypły i odległy. Jego falujące echo drgało wokół nas jak poruszona powiewem wiatru pajęczyna. – To przez ten układ, prawda?  Powiedz, dlaczego ci pozwolił…?
                Moi rodzice patrzyli na mnie intensywnie, jakby pragnęli wyłapać odpowiedź spomiędzy moich oddechów. Wiedziałam o co chodzi mojej mamie, ale nie miałam najmniejszego pojęcia skąd wiedziała o układzie i o tym z kim ów układ został zawarty. Zaniepokoiła mnie jej reakcja. Dlaczego Nouel pozwolił mi tu przyjść? Do teraz było to dla mnie oczywiste- chciał mnie w ten sposób przeprosić. Ponadto taka była umowa. Od początku musiał mnie tu przyprowadzić, inaczej na nic bym się nie zgodziła. Zgodziła? Przecież i tak mój Strach postawiłby na swoim... Pomału wszystko się rozmazywało. Wszystko traciło sens…  Zachłysnęłam się powietrzem. Nie mogłam liczyć na szczerość demonów, ale chyba mogłam polegać na słowie rodziców. I choć w głowie kołatała mi się myśl, że moi rodzice to tylko iluzja, gra moim kosztem, i tak zadałam pytanie, które uruchomiło zlodowaciałą lawinę:
                - To jest jego układ, prawda mamo? On to zaplanował po swojemu, a ja się dałam w to wciągnąć...?  
Mama tylko pokręciła głową i spojrzała na ojca, jakby prosiła, żeby to on odpowiedział. Tato pogłaskał mamę po ramieniu, tak jak to robił, gdy bardzo się o coś martwiła.
                - To był jego pomysł. Jego pragnienie, które realizuje od wielu, wielu lat. – rzekł mój ojciec, głosem zwielokrotnionym i rozległym, jak kręgi na wodzie. – Wiesz kim on jest, Arleto. To jeden z najstarszych demonów wszystkich światów. Prawie tak stary jak ludzki świat. Jest już tym zmęczony. Zniesmaczony swoją potęgą. Chciałby stać się czymś innym, ale sam nie może tego dokonać. Potrzebuje kogoś, dla kogo mógłby zmienić wszystko. Całe swoje istnienie… 
                Zaschło mi w gardle. Nie wiedziałam, czy się nie przesłyszałam. A może tata wcale nie mówił o Nouelu? Zmęczony i zniesmaczony potęgą? Chce się stać kimś innym, chce zmienić całe swoje istnienie? Nie miałam pojęcia, o co chodzi…
                - Nie rozumiem… Nouel nie chce być jednym z najpotężniejszych demonów, ale sam nie może nic zrobić, ponieważ potrzebuje kogoś kto by mu w tym pomógł…  Ale kto? I w jaki sposób? Przecież to bez sensu!
                Mama znów pokręciła głową, niemal ze smutkiem.
                - Jesteś wyjątkową osobą, kochanie.  Zawsze byłaś niezwykle piękna i utalentowana. Wszystko co robiłaś przychodziło ci z niespotykaną łatwością. Oboje: twój ojciec i ja, wiedzieliśmy co to oznacza... Nie byliśmy tylko świadomi, jak rozległe są twoje uzdolnienia. Myśleliśmy, że będziesz albo jak twoja babka, albo jak twój dziadek. A potem, gdy odkryliśmy jego cień, mieliśmy nadzieję, że gdy zamkniemy twoje dary, on da nam wszystkim spokój…  Niestety już cię znalazł i podjął decyzję. I nawet Flora nie mogła go powstrzymać… - głos mamy się załamał, a po jej lekko przezroczystym policzku potoczyła się migotliwa łza. Dziwne, nie sądziłam, że umarli mogą płakać…  
                Niewiele rozumiałam ze słów mamy. Może tylko tyle, co już wiedziałam. Byłam Hybrydą, którą upatrzył sobie Nouel, jak kołujący orzeł mysz, ukrytą wśród polnych traw.  Ale Flora... Dlaczego moja zmarła siostra miałaby próbować go powstrzymać, podczas, gdy moi rodzice mogli tylko bezradnie patrzeć spomiędzy płomieni, jak mój Strach przychodzi po to, co pragnął? I nagle mnie coś tknęło. Popatrzyłam na moich rodziców raz. Potem drugi. To nie była moja pełna rodzina. Była jeszcze Flora. Ale jej tu nie było. Nie stała koło mamy ani taty…
                - Gdzie jest Flora? –spytałam, a serce waliło mi jak młotem.
Na moje słowa mama skuliła się w sobie, chowając twarz w ramię mojego ojca. Wiedziałam, że coś jest nie w porządku. Wiedziałam, że miało to związek ze mną i tą nocą, gdy moje pierwsze życie się kończyło, a drugie miało swój początek. Nie doczekałam się odpowiedzi.
                - Gdzie jest Flora? – powtórzyłam niemal agresywnie.
                Cała się trzęsłam. Nie miałam nad tym najmniejszej kontroli. Czułam jak pomału komórka po komórce, nerw po nerwie, zalewa mnie fala gniewu. Nie wiedziałam tylko, co jej jego przyczyną. Dusiłam w sobie jakieś obślizgłe zwierze, które chciało rzucić się na ciepłe ciało i rozszarpać je na malutkie kawałeczki. I tylko ja stałam mu na przeszkodzie. Byłam jego więzieniem….
                Pochwyciłam jakby odległe spojrzenie ojca. Widziałam, że nie miał siły mi odpowiedzieć. Mama już całkiem odwróciła się ode mnie plecami, chowając głowę w ramionach.
Wzięłam jeden głęboki oddech i wcisnęłam moje mroczne zwierzę w najciaśniejszą celę mojego ciała. Nie mogło nawet ruszyć pazurem. Zamknęłam oczy i wróciłam myślami do tej nocy, o której nigdy nie dane mi będzie zapomnieć. Pod rozedrganymi powiekami rozbłysły miliony pomarańczowych świateł. Miliony ognistych wstęg pięły się jak bluszcz po framugach okien i drzwi. Przewracały przedmioty, zbijały wazony, które stały na ich drodze. Drodze do mnie.  
I jej krzyk. Tak niewyraźny, zagłuszony trzaskiem rozszarpywanego drewna. Zmarszczyłam czoło, starając się mimo wszystko podejść bliżej. Wyciągnęłam rękę, próbując chwycić niematerialną nić przeszłości. Wrzask, tym razem donośniejszy, pewniejszy siebie. Brzmiący jak ręce gotowe bronić zamkniętego przejścia. Brzmiący jak okrzyk wojownika. Tysiąc razy zwielokrotniony głos mojej starszej siostry Flory. Wstrzymałam oddech, by nie uronić ani jednego słowa:
- Wynoś się kreaturo! Piekielne stworzenie z najgłębszych podziemnych otchłań! Nie wejdziesz tu, jesteś przekleństwem, plagą ziemi i ludzkości.- krzyczała moja siostra, a jej głos nikł coraz bardziej w powodzi ognia. Nie poddawała się jednak i dalej wytrwale mówiła, jakby wypowiadała słowa zaklęć.- Nie dostaniesz jej w swoje czarne szpony. Ona nie należy do ciemności! Nie należy do ciebie! Wynoś się Demonie Ognia. Spadnij w piekielne odmęty i niech cię pochłonie szarańcza Najwyższego! 
- Milcz, Wiedźmo! Twoje słabe czarny nie są w stanie choćby zmienić kierunku lotu ptaka. Jak mogłabyś mierzyć się ze mną?! – jego głos, jak suchy trzask.
Głos Demona. Nie znałam go wtedy. Prawie pięć lat temu, nawet nie miałam pojęcia o tym kim jestem i o tym, że on istnieje. Byłam pewna, że moja rodzina zginęła w zwykłym, na swój ludzki sposób, pożarze domu i tylko ja zdołałam jakimś cudem ujść z życiem. Jak? Nie pamiętałam. Obudziłam się już w szpitalu podłączona do miliona malutkich, przezroczystych rureczek. Obok mnie stał lekarz i pielęgniarka. Oboje nieco zniekształceni. Pochyleni nad moim łóżkiem. Ich wykrzywione dziwacznie twarze, bezkształtne usta, bezbarwne oczy i białe, iskrzące się szpitalne uniformy. Nim znów straciłam przytomność, ogłuszona kilkoma środkami przeciwbólowymi, pomyślałam, że są aniołami…
A za tym wszystkim stał on. Nouel Sciverit. Strach i Ogień. Był wszystkim co w moim życiu złe. Był jego źródłem. To przez niego moja rodzina nie jest kompletna. Brakuje jednej osoby, która szczególnie ośmieliła się sprzeciwić woli potężnego, egoistycznego demona, który sądził, że wszystko mu wolno. Że może zabijać, ranić, bezkarnie deptać to co w życiu człowieka najcenniejsze, byle tylko dostać w swoje brudne łapy, to co sobie wymarzył. Jak rozwydrzone dziecko, które wymusza na rodzicach kupno kolejnej zabawki, szarpiąc, krzycząc i kopiąc do skutku…
Nie trudno się domyślić co działo się później, po wymianie zdań przez Florę i Nouela. Jej rozdzierający krzyk i ja biegnąca jej na pomoc. Siostrzana miłość, która w różny sposób zgubiła nas obie. Gdzie wtedy był Nouel? Czy gdy próbowałam ratować Florę, czaił się gdzieś w kącie, cicho triumfując?  Czy stał przed trawionym żywiołem domem i oświetlony blaskiem swojej mocy przyglądał się z uśmiechem na ustach, jak wali się wszystko co kochałam? A może po tym jak rozprawił się z moją siostrą, po prostu zamiótł swoim czarnym płaszczem po spopielonej podłodze i zniknął w ciemnościach bezksiężycowej nocy?
Nie chciałam wiedzieć, jak świętował swoje zwycięstwo i mój ból. Wiedziałam jedynie, gdzie jest teraz moja starsza siostra, która tak wiele poświeciła dla mnie. Otworzyłam oczy i ostatni raz popatrzyłam na moich rodziców. Kiwnęłam w ich stronę głową, a ojciec odwzajemnił gest. To było nasze ostatnie pożegnanie. Nie zamierzałam tu wracać, nie było takiej potrzeby. Mimo iż ich kochałam, teraz żadne z nas nie mogło sobie wzajemnie pomóc. Ich historia skończyła się właśnie tutaj. Gdzieś pomiędzy światami. Zastygłymi i cichymi.
Odwróciłam się spokojnie, zaciskając dłonie w pięści. Gdy przechodziłam przez portal na ustach miałam jedno zdanie:
- Ona jest gdzieś tu. W Podziemiu…   


                        http://38.media.tumblr.com/014e0a91feceba948eb242a5ae79b35b/tumblr_n75arcnStB1shcd3go1_500.gif

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Epilog

Tytanidy Światła i Ciemności

GDZIE WRÓBLE?