Obrona i atak
Cała
trójka zastygła z wyrazami różnego rodzaju niedowierzania na twarzach. Oblicze
Yin wydłużyło się i jakby zwęziło. Willy oklapł i zmarkotniał, patrząc na mnie
ze wzrokiem zbitego szczeniaczka, natomiast Mateo zmrużył oczy i odsłonił górny
rząd białych zębów.
-
Nie zgadzam się, żebyście zrobili ze mnie Hybrydę, którą nie jestem! Nie zamierzam
brać udziału, w czymś, co ma stworzyć potwora… Jak sami mówiliście na razie
jestem całkowicie bezużyteczna. Nie chcę pomocy, która ma sprawić, że będę
jeszcze bardziej pożądana przez zło. Nie będę im potrzebna, kiedy nic nie będę
potrafiła!- krzyczałam w głuchą przestań, prosto w zastygłą w gniewie twarz
Mateo.
Chłopak
poruszył się nagle i wysyczał przez zaciśnięte zęby:
-
Ty nic nie rozumiesz…. Oni nigdy nie zrezygnują z dopadnięcia ciebie. Przez
wieki będziesz musiała uciekać. Chować się po światach! Będziesz bezbronna.
Słaba jak dziecko! Czy tego właśnie chcesz? Być ofiarą własnego losu? Wieczną
uciekinierką?
Echo
jego słów kołatało się jeszcze długo po tym, jak zamilkł. Słaba jak dziecko! Bezbronna. Ofiara własnego losu. Wieczna
uciekinierka! Nie, tylko nie to. Czułam każde osobne uderzenie mojego
żywego serca. Każdy oddech. Pamiętałam każde mrugnięcie okiem. Wspominałam
każdy osobny ruch, czy myśl. Nie, nie chcę być słaba…
-
A gdy zgodzę się i przyjmę pomoc, co będzie, gdy stanę się Hybrydą Lodu?
–spytałam cichym głosem. Pragnęłam prostej odpowiedzi. Tylko tyle. I aż tyle.
Odezwała
się Yin.
-
Gdy opanujesz swoje żywioły, nie pozostanie ci nic innego, jak przyłączyć się
do nas i stać się jedną z nas.
-
A co z moim życiem..?
-
Jakim życiem?- usłyszałam rozbawiony głos Mateo. – Ty nigdy nie miałaś życia.
Jesteś Hybrydą, nie człowiekiem. Twoi rodzice mieli dar żywiołów, ale jakiś
cudem byli zwykłymi ludźmi, którzy nigdy nie odkryli kim naprawdę są. Cóż, tak
to już jest, że nie zawsze wszystko
idzie, jak powinno…
Moi
rodzice. Moi prawdziwi rodzice, których kochałam, jak prawdziwa córka, a nie
jak aktorka, grająca jej role w filmie. Bardzo za nimi tęskniłam. Myślałam o
nich. Wspominałam. A oni odeszli i zostawili mi lód i Strach… Chciałabym znów
się z nimi spotkać. Porozmawiać. Ujrzeć ich uśmiech i wiedzieć, że tam gdzie są
jest im dobrze i są szczęśliwi. Nagle w
mojej głowie zaświtała pewna myśl. Desperacka i tak nagła, że w pierwszej
chwili, nie wiedziałam, czy mogę…
-
Zgodzę się, ale pod jednym warunkiem. – zaczęłam, prostując się pewnie.
-
Jakim?- spytał William z dziwnym ożywieniem. Był w stanie zrobić wszystko, by
mnie tu zatrzymać.
-
Chcę zobaczyć się z moją rodziną.
Cała
trójka popatrzyła po sobie. Yin kiwnęła twierdząco głową, a ja poczułam się,
jakbym zyskała cudowny prezent.
***
-
Nie, nie tak. Spróbuj spokojniej i płynniej. Pamiętaj, jesteś powietrzem.
Musisz być żywiołem, a nie stać z boku. Na pewno dasz radę. Jeszcze raz!
Nie
wiedziałam, od ilu godzin ćwiczyłam z Willim. Jak się dowiedziałam, znajdowałam
się w Równoległej Rzeczywistości, gdzie przebywały wszystkie nadnaturalne
istoty, takie jak np. ja sama. Każde z nas widziało coś innego, gdyż różne
miejsca były dla nas ważne i różne miejsca były gotowe nas przyjąć, także jako Żywiołaków.
Oczywiście oprócz nas i naszych żywiołów istniały Wampiry, Wilkołaki,
Cynocefale, Kambiony, Mankurty, Valtary i wiele, wiele innych siejących
postrach stworzeń, rodem z legend. Legendy… Więcej w nich prawdy, niż można by
się spodziewać.
Kolejna
nieudana próba. I jeszcze raz. Wciąż nie tak jak powinno. Willy, który został
moim trenerem powietrza, wciąż załamywał za moimi plecami ręce, ponieważ moje
postępy, były tak nikłe, że aż niewidoczne. Oczywiście, starałam się jak mogłam
i koncentrowałam się tylko, na poleceniach chłopaka, ale czułam, jak coś mnie
blokuje. Hamuje od środka. Krzyczy, a ja usiłuje to niesłusznie stłamsić.
Uciszyć.
Chłopak znów pokazał mi jak stworzyć
kulę powietrza. Jego palce tańczyły, czarując najróżniejsze kształty. Proste
ćwiczenie na początek. Westchnęłam. Wiedziałam, że nie dam rady. Spojrzałam w
bok. Przy drzwiach stała spokojnie Yin Tian, obserwując mnie i moje treningi. Piękna
i dumna pani żywiołu ziemi. Wciąż trudno było mi uwierzyć, jak dużo znaczy dla
Willa, który panuje nad powietrzem. Tych dwoje nie powinno być razem. Byli
zupełnie inni, a mimo to ich przeciwieństwa tworzyły spójną całość…
-
Arleto, skup się!
Zamrugałam,
przywrócona z krainy rozmyślań. William porzucił gdzieś swoją powietrzną kulę i
patrzył na mnie, nieco rozdrażnionym wzrokiem.
-
Przykro mi Willy, ale nie dam już rady. To na nic, kiedy czuję, że coś mi
przeszkadza. To jest gdzieś tu, w mojej głowie, ale nie wiem, co to może być…
-
Ale ja wiem.- przerwał mi czyjś nieprzyjemny, arogancki głos.
To
Mateo, zaszczycił nas swoim, upragnionym przez wszystkich towarzystwem,
prawdziwej gwiazdy. Podszedł do nas kiwając się na boki, jak model, na wybiegu.
Bardzo mnie to denerwowało, ale nie mogłam zdobyć się na odwagę, by powiedzieć
mu to prosto w twarz. Stanął tuż przed mną, zakładając na piersi skrzyżowane
ręce. Na prawej dłoni miał wytatuowany niebieski symbol.
-
Za dużo myślisz. Wiem, że to nieprawdopodobne. Nie wyglądasz na taką, co lubi
rozmyślać na różne hmm….. filozoficzne tematy. – uśmiechnął się złośliwie i
odwrócił się do Willa, zanim zdążyłam zmiażdżyć go wzrokiem. – William, zrób
sobie przerwę. Teraz ja zajmę się tworzeniem potwora, na skalę światowego
rażenia. Jak z nią skończę będzie groźniejsza od Godzili, choć wciąż równie
trafnej urody. – od niego aż śmierdziało
ironią.
Jasnowłosy
chłopak niechętnie odszedł, a za nim ruszyła także Yin. Teraz byłam tylko ja i
ten palant. Jedyne, czego wtedy pragnęłam, było udowodnienie mu, że nie jestem
pustą, głupią lalą, która nic nie potrafi. Chciałam mu pokazać. Dowalić!
Cokolwiek, byleby przestał się, uśmiechać z chorą wyższością. Staliśmy
naprzeciwko siebie, mierząc się chłodnym spojrzeniem, jakbyśmy szykowali się do
bitwy.
-
Zaczynamy. –wysyczał.
-
Dobrze, trenerze.- powiedziałam z
jego autorskim sarkazmem.
-
Wolałbym: Panie Trenerze.
-
Nie zamierzam…
Odwrócił
się zamaszyście. Zrobiłam to samo. Cieszyłam się, że choć przez chwilę, nie
muszę widzieć jego obrzydliwej twarzy pajaca. To był błąd… Stracenie go z oczu,
choćby na czas mrugnięcia powieką, był ogromnym błędem, o czym przekonałam się
w następnej chwili.
-
Broń się!
Sekunda.
Jego złośliwe wykrzyknienie i strumień wody, zwalający mnie z nóg. Z chłodną
wodą w ustach i strąkami mokrych włosów, zasłaniających oczy, spróbowałam
wstać. Niestety bezskutecznie. Nowe fale, wciąż mnie zalewały, odbierając mi
kolejne oddechy. Ostre strumienie biły po żebrach i twarzy, jak bicze. Przygwożdżona
do śliskiej podłogi, zmęczona i niewyobrażalnie zła, stałam się obiektem drwin
chłopaka, który wspaniałomyślnie przerwał atak.
-
No co jest, Księżniczko? Masz dość?
-
Nigdy.
Nim
się spostrzegłam już stałam na nogach. Pewnie i stanowczo. O niczym nie
myślałam. Mój umysł był całkowicie wyłączony. Kierował mną instynkt i to coś,
co dusiłam w sobie, podczas treningu z Willim . Czułam się wolna i doskonale
wiedziałam co robić. W rękach dzierżyłam całą swoją moc, która pomału budziła
się z głębokiego odrętwienia.
Mateo
znów zaatakował, jednak teraz byłam na to przygotowana. Zrobiłam błyskawiczny
unik, obrót i z całej siły zamachnęłam się w stronę swojego przeciwka. Ten, nie
bez trudności, zatrzymał olbrzymią falę lśniącej wody, która trafiła w niego,
zamiast we mnie. Zachwiał się, ale nie upadł, rozkładając ramiona szeroko na
boki. Uśmiechał się. Uśmiechał, na swój demoniczny, niepokojący sposób.
-
Widzę, że pojęłaś lekcję pierwszą.
Znów
zaatakował , celując w moje nogi. Podskoczyłam i wylądowałam, cicho jak kot,
gdy woda, już dawno straciła na mocy.
-
A jaka jest druga lekcja?- wysapałam, padając, by uniknąć strumienia, wysłanego
prosto w twarz.
-
Atakuj!
Nie
trzeba było mi dwa razy powtarzać. Wiedziałam ,co robić. Nie było tu miejsca na
myśli, które tylko zakłócały moją więź z mocą, obecną w każdej komórce mojego
ciała. Była jak osobna istota, gotowa wypełnić każdy mój rozkaz, bez mrugnięcia
oka. Jedno spojrzenie na postać mojego przeciwnika, dała mi przekonanie, że
jest on zbyt pewny siebie. Oczekuje prostego, otwartego ataku, który niczym go
nie zaskoczy. Bo ile było możliwości? Niewiele. Tak on sądził. Ja widziałam
wiele innych, bardziej kuszących opcji. Uśmiechnęłam się figlarnie i puściłam
biegiem prosto na niego. Biegłam tak szybko, jak jeszcze nigdy w życiu. W parę
sekund pokonałam dzielącą nas odległość. Mateo nie spodziewał się takiego
posunięcia i gdy wzbiłam się w powietrze z niebywałą lekkością i gracją,
zrobiłam obrót i odbiłam się rekami od jego barków, sprawiając, że prawie
wbiłam go w ziemię. Opadłam spokojnie tuż za jego plecami i nim chłopak zdążył cokolwiek
zrobić, już leżał na ziemi, przygwożdżony milionami malutkich lodowych
szpilek.
To
już koniec. Mateo nie mógł się ruszyć, a nawet gdyby mógł, chyba po prostu nie
chciał. Wyobrażałam, jak bardzo musi czuć się upokorzony. Pokonany. Słabszy. Podeszłam
wolno do niego. Chciałam napawać się pierwszym zwycięstwem. Polubiłam to uczucie
podniecenia i satysfakcji oraz widok pokonanego przeciwnika. Leżał na
plecach w nienaturalnej pozie, która
normalnemu człowiekowi sprawiałaby ból,
łamanych kości. On jednak nie był człowiekiem i nie zasługiwał na żadne
współczucie. Podeszłam do niego i spojrzałam w jego ciemne oczy. Dyszał ciężko,
przez otwarte usta. Wciąż z uśmiechem na twarzy kucnęłam tuż przy
jego głowie i wyszeptałam:
-
Jaka jest trzecia lekcja?
Nie
odpowiedział mi. Zamiast tego w całej sali rozbrzmiały oklaski. Ujrzałam idących
ku nam Yin i Williama. Yin sunęła wolno, dostojnie, unosząc skraj sukni, by go
nie zamoczyć w wszechobecnych kałużach, natomiast Willy już biegł z mieszaniną
niedowierzania i radości na twarzy.
-
Wow, Arleta, to było coś niesamowitego! Pojęcia nie mam, jak Mateo nauczył cię
od razu wody, powietrza i lodu! – ekscytował się chłopak- Jesteś geniuszem.-
zwrócił się do leżącego.
-
Wystarczyło odsunąć od niej myśli. To nic trudnego. Po prostu nie można się
przy niej rozczulać. Następnym razem spróbuj ją zabić, wtedy może pojmie choć
tę twoją sztuczkę z kulą powietrzną.
Mateo
zaśmiał się, jednak tym razem zupełnie inaczej.
Szczerze. Willy pokręcił głową z niedowierzaniem i wywołał gorący powiew
wiatru, który roztopił moje lodowe groty. Chłopak wstał, niepotrzebnie
wytrzepał ubranie i podszedł do mnie, zmów napawając się swoją wyższością.
-
Na kolejnym treningu nie dam ci forów, Księżniczko.
-
Czekam z niecierpliwością. –warknęłam, krzyżując ramiona na piersi. Też mi coś!
Fory! Zobaczymy, kto pierwszy wymięknie, cwaniaczku…
-
Arleto, pozwól na słówko.- głos Yin wyrwał mnie z milczącego wyżywania się nad
Mateem.
Odeszłam
od chłopaków i wraz z Yin ruszyłyśmy spokojnym krokiem jednym z zacienionych korytarzy. Moja
towarzyszka splotła dłonie i wyprostowała się jeszcze bardziej niż zwykle.
Stwierdziłam, że z całą pewnością nie jest to dobry znak.
-
Zauważyłaś zachowanie Matea. Jak wiesz,
nic nie dzieje się przez przypadek, a jeśli chodzi o nas, jako o istoty
nadnaturalne, ten przypadek jest jeszcze mniej możliwy niż w przypadku ludzi…
Mateo poznał wiele potężnych uczuć, niezgodnych z naszą rolą. Nikt nie ma mu
tego za złe. Wszyscy widzieliśmy każde jego posunięcie. Każdy krok, a mimo to
nikt z nas nie zareagował wystarczająco wcześnie, by temu zapobiec…- Yin
westchnęła ciężko. Wzdychanie bardzo do niej nie pasowało. Zaniepokoiłam się.
-
Czemu zapobiec?
-
Cały czas biłam się z myślami. Zastanawiałam się, czy powinnam... Przecież to
było tak dawno temu, po co rozgrzebywać stare rany? Wreszcie postanowiłam, że
powinnaś wiedzieć o wszystkim, co choćby w najmniejszym stopniu dotyczy ciebie
i twoich bliskich… Nie chcę cię
okłamywać, ponieważ okłamując ciebie, okłamywałabym też samą siebie. To bardzo
trudna sprawa, która stała się natchnieniem dla wielu ludzi, którzy stworzyli
przepiękne i wzruszające legendy, wciąż krążące po ludzkim i naszym świecie.
Napięłam
boleśnie wszystkie mięśnie. Byłam zmęczona po treningach, ale to wcale się
teraz nie liczyło. Wpatrywałam się profil Yin, całkowicie pochłonięta
słuchaniem jej słów.
-
Arleto, mam nadzieję, że potowarzyszysz mi jeszcze jakiś czas. To będzie długa
opowieść, o splecionych śmiertelnych i wiecznych losach dwojga istot. Mam
nadzieję, że ciekawią cię prawdziwe legendy, ponieważ to będzie jedna z takich
nieprawdopodobnych opowieści.
Jeny genialne <3 Weny życzę i zapraszam do mnie >>> http://widocznawcieniuu.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki. Na pewno zajrzę +D
OdpowiedzUsuń