Lustro Weneckie
KLIK- MUZYKA DO ROZDZIAŁU
Stałam na szklanej powierzchni, a
pod moimi stopami wirowały języki ognia, uderzając bezsilnie o przezroczystą
taflę. Nie czułam ich ciepła na podeszwach butów. Ten ogień był tygrysem
zamkniętym w klatce. Spojrzałam w górę. Tam, zamiast nieba, na wyciągnięcie
ręki wisiała trawa i ziemia, przecząc prawom fizyki. Uniosłam dłoń i dotknęłam
palcem roślinnego sufitu. Coś przewróciło mi się w żołądku, gdy moje stopy
oderwały się od podłoża i runęłam na plecy w… morską toń.
Poczułam się, jakbym spadała, ale
wolniej, zatrzymywana przez wodę. Runęłam w głębinę, widząc jedynie rozedrgany
błękit, który w pewnym momencie zaczął rozjaśniać się równomiernie aż
stwierdziłam, że leżę na piasku, a słońce nade mną praży niemiłosiernie. Złociste
kamyczki wplątywały mi się we włosy, wpadały do butów, igrały na moich
niematerialnych policzkach. Siedziałam. Otrzepałam suche kolana i wstałam. I w
tym momencie zerwał się gorący wiatr, który otoczył mnie ciasnym kokonem
piasku. Wir uniósł mnie wysoko, nie pozwalając mi choćby drgnąć palcem. Nagle
przybrał na silę, by po chwili osłabnąć i zniknąć zupełnie. Pozbawiona podporu
wiatru, runęłam całym ciężarem swojego nieistniejącego ciała na ziemię, która…
otoczyła mnie zimnych puchem. Zatopiłam się w chłodzie śniegu i lodu. Przez
chwilę leżałam na wznak, nasłuchując. To była szalona karuzela doświadczeń.
Gdybym mogła wzięłabym głęboki oddech, by uspokoić serce i umysł. Serce…
niedorzeczny miesień, który utrzymuje przy życiu i zawsze wie więcej niż najznakomitszy
umysł. Moje serce było martwe, a umysł całkowicie wolny od jakichkolwiek myśli,
poza tymi tu i teraz.
- Arleto, pozwól bliżej.
Zobaczyłam cztery, nienaturalnie
wysokie kobiety. Stały w szeregu, w równych odstępach. Pierwsza z lewej miała
skórę jak ze szkła. Wyglądała, jak szklana laleczka, którą byle podmuch wiatru
może zdmuchnąć z szafki i roztrzaskać w nikły pył. Kobieta patrzyła na mnie
niezwykle jasnymi, mętnymi, ale dziwnie stałymi, jak stal oczami, w których nie
było widać tego, co jest obecne w ludzkim spojrzeniu. Odbicia duszy… Odziana
była w białą, prześwitującą szatę o długich, zwiewnych rękawach, w których
ukryła dłonie. Siwe włosy zaplecione miała w niezwykle długi warkocz, który wił
się naokoło jej postaci niczym udomowiony wąż. Spojrzałam na jej przezroczyste
czoło. Kobieta miała na nim wytatuowany zawiły symbol. Odniosłam wrażenie, że
ten znak jest bardzo ważny, nie tylko dla tej, która go nosi, ale też i dla
mnie…
- Czujesz więź z częścią siebie.-
rzekła kobieta, stojąca tuż obok tej o przezroczystym obliczu. Przeniosłam na
nią oczy.
Była równie wysoka. Jednak ta
kobieta miała skórę koloru błękitnego oceanu. Mieniła się przy tym lekko, jak
fale, które odbijają promienie porannego słońca na swoich grzbietach. Jej
niebieskawa szata spływała po jej ramionach wąskimi strużkami, wirując wokół
drobnych palców. Gdy spojrzałam w jej oczy zobaczyłam nieprzeniknioną toń i
życie, które w niej pulsuje. Włosy koloru piasku, spływały wolno po jej
plecach. Na rozświetlonym nikłym blaskiem czole, kobieta także miała
wytatuowany symbol, jednak inny niż poprzednia. Dostrzegłam w jego linii coś
znajomego…
- Poznajesz swoją naturę, ale
jest w tobie bunt, który tylko czeka na iskrę.
Ta stała w ogniu. Miała
czerwonawą skórę, która niewielkimi fragmentami przechodziła w delikatne smocze
łuski. Spowita była przez ogniste płomienie i osiadłą na burgundowej sukni
sadź, która migotała niemrawo, jakby była osobnym stworzeniem. Kobieta patrzyła
na mnie oczami ciemnymi jak noc, w których czaiło się ciepłe światło
Prometeusza. Ciemnorude włosy zaplotła w mocny kok i ozdobiła go pomarańczem
pereł. Na odsłoniętym czole, jak diadem widniał kolejny symbol, który
hipnotyzował swoją formą. Było w nim coś tajemniczego, ale i na swój sposób
bliskiego, tak jakbym już kiedyś o nim śniła…
- Nie oddałaś swojego
człowieczeństwa, a walczyłaś by pozostać…
Ostatnia postać wyglądała niemal
jak człowiek. Miała skórę opaloną na głęboki brąz, który lśnił odległą wyspą
oceanu. Zieleń jej sukni była, jak gęsty las drzew, wśród których każda istota
może zaznać odpoczynku. Jej spojrzenie także było ludzkie, aż nazbyt ludzkie
zważywszy, że tu gdzie się znalazłam nigdy nie trafi zwykły śmiertelnik.
Tęczówki jej oczu miały kolor ciepłego brązu, przez który łagodnie przebijały
się najróżniejsze odcienie złota i zieleni. Był to wzrok, który przeszywał na
wskroś, nawet moje bezcielesne istnienie. Na czole także tej kobiety widniał
ciemny symbol, który wydał mi się znajomy, jak obraz wiszący w domu przez całe
moje życie, ten który mijałam co dzień wychodząc do szkoły...
- Kim jesteście?- spytałam cicho,
gdyż nie śmiałam zakłócać kojącej ciszy moim niepasującym tu głosem.
Odpowiedziała mi pierwsza
kobieta:
- Jesteśmy Pierwszymi Żywiołami,
od których wszystko pochodzi. Także ty, Arleto.
Popatrzyłam po ich obliczach.
Powietrze. Woda. Ogień. Ziemia. Znaki na ich czołach były symbolami ich natur.
- Dlaczego tu jestem?- spytałam
znów, gdy napatrzyłam się na ich różne oblicza. Te łagodne i o mocnych rysach.
Tak różne, by tworzyć idealną, niezachwianą całość. Odpowiedziała mi Woda:
- Sprowadziłyśmy cię tu, by cię
ostrzec.
- Zbliża się bitwa, ta która
krąży nad światami, jak sęp od bardzo, bardzo dawna. Teraz zaczyna kołować
niżej, bo wie że jej czas się zbliża.- dodała Ogień, tajemniczym szeptem.
- Jaka bitwa? O co zostanie
stoczona?- moje pytania wywołały lekkie poruszenie.
- Będzie to początek wojny o
władzę. Mrok znów rzuci rękawicę Jasności, a ona ją przyjmie, by kolejny raz
dowieść swojej potęgi i zatriumfować nad złem. Ale tym razem będzie inaczej…-
rzekła Ziemia, nachylając się nade mną.
- Co masz na myśli? Co będzie
inaczej?- moje pytania wibrowały w powietrzu nad nami, zasiewając niepokój.
- Pojawiłaś się ty.- zaczęła
Ogień.- Ostatnia Hybryda Lodu, o mocy równej potędze siedmiu zastępom
serafinów. Stworzona z ręki Boga, wskrzeszona z rozkazu szatana. Jest więc w
tobie tyle samo zła, co i dobra. Z tobą w szeregach wygrana byłaby tylko
formalnością. Ostatnia już na wieki... Takiej okazji nie można było przegapić,
nie sądzisz?
- Szatan chciał mnie mieć w
swojej armii?- nie mieściło mi się w głowie, to co przed chwilą
usłyszałam.
- Oczywiście… Ale ty mu się
wysmyknęłaś. Uleciałaś wysoko, bo chciałaś być wolna. Mrok nie wykorzystał
skradzionej przez siebie szansy.- Woda uśmiechnęła się nieznacznie.
- Za to strona dobra zabiega o
ciebie cały czas, nawet za sprawą najciemniejszych demonów…- stwierdziła
Powietrze, z figlarnym błyskiem w metalicznej tęczówce.
- Nouel.- wyszeptałam, a Żywioły
pokiwały ledwie zauważalnie głowami.
- Czasami ściana muru nie jest
zbyt wysoka, by się na nią wspiąć i chronić, choćby i z daleka, to co dla nas najcenniejsze.-
Ogień, spojrzała na mnie ciemnymi oczami, które na krótką chwilę rozbłysły
najbielszym światłem.
- Ale nieraz trzeba dokonywać
jednoznacznych wyborów, choć są one niczym stoczone bitwy. Samotne i pełne
odniesionych ran.- odezwała się Woda, poważnym, głębokim głosem.- Arleto,
musisz teraz wybrać. Twój powrót rozpocznie bitwę i tylko od ciebie zależy jaki
będzie jej finał…
Zamarłam wpatrzona w cztery
Żywioły stojące przede mną. Miałam wybrać? Dokonać wyboru, który zaważy na
losach światów..? W rękach dzierżyłam
decyzję, z której podjęciem nie miałam najmniejszych problemów. I już miałam
wypowiedzieć na głos, co postanowiłam, gdy głos zamarł mi w krtani, a przed
oczami stanął mi, jak żywy obraz Nouel’a. Na jego widok poczułam się
jednocześnie słaba i mocna. Twarda i miękka. Piękna i szpetna.
- Jeśli wybiorę dobro, to znaczy,
że stanę przeciwko Nouelowi?- musiałam zadać to pytanie, ale nie chciałam
usłyszeć odpowiedzi, bo tak naprawdę wiedziałam, co mi odpowiedzą.
- Jest on jednym z starszych
demonów, stworzonych z włókna mojego serca.- rzekła Ogień.- Jeśli wybierzesz
jasność, twoja armia skrzyżuje miecz z jego armią i niczego nie możesz być
pewna…
A więc, jeśli stanę po stronie
dobra mogę już nigdy nie zobaczyć Nouel’a żywego. Zostaniemy wrogami właśnie
wtedy, gdy staliśmy się sobie bliscy, jak jeszcze nigdy. Gdyby ktoś parę lat
temu powiedział mi, że poczuję się tak, patrząc Strachowi prosto w oczy,
stwierdziłabym, że nie ma wyobraźni i pojęcia co przeszłam… A teraz stanęłam
przed wyborem. Jedno słowo z dwóch… Ale za jaką cenę?
- A jeśli mój wybór padnie na
ciemność?
- Przeklniesz nie tylko siebie,
ale i całą ludzkość, na którą spadną najgorsze plagi i która uschnie w
piekielnych męczarniach. Ludzie zginął w torturach za twoją decyzję.-
zagrzmiała szeptem Powietrze.
A więc albo stracę Nouel’a albo
zabiję miliardy niewinnych ludzi. Muszę wybrać między moim egoizmem, a
Armagedonem, który dla nikogo nie skończy się łaskawie. Zacisnęłam dłonie w pięści i przymknęłam
oczy. Toczyłam zażarty bój z samą sobą i tym, co tak naprawdę się dla mnie
liczy i o to, czy bez serca i powietrza w żywych płucach jestem w stanie
jeszcze cokolwiek czuć w ten sposób.
Pozbawiona ciała, oazy w której ogrzewa mnie krew płynąca w żyłach, w zimnie
własnego umysłu kalkulowałam kim jestem, kim byłam i kim będę, gdy moja decyzja
uleci w powietrze wypowiedzianych słów. Cały czas czułam na sobie magnetyczne
spojrzenia Żywiołów, ale z całych sił próbowałam nie zwracać na nich uwagi.
Byłam świadoma wagi mojego postanowienia, gdy otworzyłam usta:
- Wybieram Jasność.
Po moim policzku potoczyła się
łza. Łza..?
Komentarze
Prześlij komentarz