Niedopowiedzenia Historii



 KLIK- MUZYKA DO ROZDZIAŁU


  - Co się stało z Yin?- spytałam, zamykając wolno książkę.
- Cóż mówią, że Yin wciąż gdzieś tam leży w tym ogrodzie, który teraz po ponad tysiącu lat zniknął pod miastem zwanym Taiyuan .- Evita zamilkła na chwilę, obserwując moją reakcję na jej słowa.- Tak jak wspominałam, ona nie umarła… Podobno uratował ją jej dar, choć określenie „uratował” chyba nie jest tu do końca poprawne. Widzisz…, jak by ci to tu nakreślić…, Yin opiekowała się latami tym zielskiem, więc teoretycznie każda z roślinek nosiła w sobie cząstkę jej daru. Gdy Yin umierała, wykrwawiając się w mało spektakularny sposób, jej moc ziemi powróciła do niej z każdego odrodzonego listka. Cóż, mimo wszystko nie uleczyło jej to, ale pozwoliło stać się z ogrodem jednością i egzystować tak po dziś dzień, jako pożywka dla ziemnego robactwa…  
Przez chwilę gładziłam kciukiem liliowy wierzch historii Yin. Miałam wrażenie, że jej opowieść to tylko surrealistyczny sen. Albo bajka o fikcyjnej dziewczynie, która nigdy nie istniała. Nie oddychała naprawdę. Nie czuła naprawdę. A potem zrozumiałam, że w naszej historii, nic nie dzieje się przez przypadek…
- Co się później stało z młodszą siostrą Yin? Z tą Wu Ai?
- Już myślałam, że nie spytasz. Chodź, pokażę ci jej Żelazną Księgę. Może zauważysz pewną ciekawą kwestię…- odpowiedziała Evita i zaczęła kuśtykać przed siebie, prowadząc mnie drogą, którą tu przyszłyśmy.- Musimy wrócić się do działu „W”…
Echo naszych kroków jeszcze chwilę obijało się o wysokie ściany, gdy stanęłyśmy przed imionami litery „W”, a Evita szybko odnalazła interesującą mnie Żelazną Księgę, należącą do młodszej siostry Yin Tian. Ta książka była oprawiona w ciemną czerwień przyprószoną lekko prochem sadzą. Biła od niej dziwna energia, przeszywając mnie pulsującą mocą. A na okładce wytłoczone złotą kursywą imię siostry Yin- Wu Ai.
Zagłębiłam się w lekturze. Wu była o trzy lata młodsza od Yin Tian. Nie przejawiała żadnych nadnaturalnych zdolności, ale nie raz podglądała swoją starszą siostrę, gdy ta wybierała się na swoje nocne przechadzki. Nigdy jednak na nią nie doniosła, chociaż przez wiele lat bała się, że Yin rzeczywiście jest czarownicą, która niesie jedynie nieszczęście. Z czasem jednak przekonała się, że jej siostra jest nie tylko nieszkodliwa, ale też potrafi tworzyć piękne rzeczy, jak na przykład kwiaty o niespotykanej dotąd woni… Wu zazdrościła jej daru, ale wciąż siedziała cicho, jak myszka. Wiedziała, że wychylając się na cesarskim dworze mogła zaszkodzić sobie, a także całej swojej rodzinie. Nie chciała kłopotów. I tak mijały lata, a Yin z dnia na dzień piękniała coraz bardziej, budząc zazdrość pozostałych panien dworu, jak także samej Wu Ai, której twarz nie należała do tych urodziwych. Yin była adorowana przez wielu mężczyzn. Niektórzy z nich byli przystojni, wpływowi i bajecznie bogaci… Żal do starszej siostry rósł i rósł z każdym zachodem słońca coraz bardziej. Aż w końcu w życiu sióstr pojawił się ktoś wyjątkowy. Ktoś kto przechylił szalę goryczy Wu Ai, oświadczając się Yin, a ją traktując jak powietrze. Gechang Yukuaide. Młody, piękny, z bogato zdobionymi szatami i idealną pozycją. A Wu nie mogła nawet o nim śnić… Bo był z inną. Z jej własną, przeklętą siostrą!
W takich właśnie chwilach próby człowiek najbardziej podatny jest na działanie złych podszeptów. Wu Ai zgubiły jej własne demony… Dziewczyna obmyśliła plan. Długo, naprawdę długo czekała na dogodny moment do jego zrealizowania. Czaiła się w mroku drzew każdej nocy, ale wciąż nie mogła się zdobyć na ten jeden krok, by zgładzić przeszkodę, zagradzającą jej drogę do szczęścia. Jej szczęścia u boku Gechang Yukuaide. I wtedy poprosiła o pomoc. O pomoc w dokonaniu morderstwa, jednym, wyjątkowym w miejscu, gdzie jej prośba mogła zostać wysłuchana. Oczywiście za odpowiednią zapłatą… Wu Ai, zaślepiona uczuciem, które uważała za miłość, zgodziła się na wszystkie warunki. Obca istota wstąpiła w jej ciało i dokonała tego, czego bała się dokonać młodsza siostra. A gdy już było po wszystkim i ręka sztyletu zadrżała, nie było już odwrotu. Bezcielesna istota zespoliła się z Wu już na wieki, żłobiąc jej własnymi paznokciami imię demona na swoim ukradzionym obliczu. I tak, Wu Ai przestała istnieć, a powstała nowa, potężniejsza, ta która myślała, że kocha…
Przełknęłam głośno ślinę. Evita zrobiła dziwaczną minę i pomału wzięła ode mnie czerwoną Żelazną Księgę.
- Wiesz może kim jest teraz Wu Ai?- zagadnęła mnie cicho, gładząc delikatnie książkę po grzbiecie.
- V-vero..nica. Veronica.- wyjąkałam. Na moje słowa Evita zaśmiała się  lodowato i cisnęła historią Wu Ai z ogromną siłą, prosto w mur. Książka zatrzepotała rozpostartymi, jak do lotu, kartkami i upadła głucho dość daleko.
- Tak, to o tej suce! Tej popieprzonej zdzirze!- wrzasnęła dziewczyna, plując swoją śliną na prawo i lewo. Po chwili jednak uspokoiła się i założyła matowe włosy za ucho. – A wiesz, że kto by pomyślał, że z tej naszej pokręconej opowieści może wywiązać się taka hiszpańska telenowela..? Bez urazy moim przodkom.
Evita podeszła do mnie i objęła mnie przyjacielsko wychudzonym ramieniem. Popchnęła mnie lekko i zaczęłyśmy tak wolno iść, a ja patrzyłam jak mijamy po kolei wszystkie litery alfabetu i trafiamy do działu „A”
- Wszyscy jesteśmy w to zaplatani i bez nadziei na uratowanie się z tej spirali cierpienia i samotności. – zaczęła moja towarzyszka przerwany wątek.- Popatrz tu, na przykładzie Yin i Veroniki, jak te losy się splatają. Ja znam tylko Verę, ty i ją i Yin. Obie siostry znają ciebie, a ty do puli zwycięzców możesz dodać także mnie. One pochodzą ze starożytności, ja z trochę późniejszych im  czasów, a ty jesteś wciąż żywa, co daje nam podstawę do tego by sądzić, że wciąż mamy dwudziesty pierwszy wiek. Reasumując, jesteśmy jak jedna wielka, nieraz szczerze nienawidząca się rodzina, która musi znosić swoje towarzystwo po kres czasów i jeden dzień dłużej. A gdy jedno z nas popełnia błąd, to płaci za to każdy, bez wyjątku… - Evita przystanęła przy papierowej ścianie, przyjmując znaczącą pozę. Podeszłam bliżej do muru. Przede mną, tuż na wyciągnięcie ręki widniałam ja. Moje imię i nazwisko.
- Czas, Arleto, abyś poznała prawdę o swojej siostrze. Tej prawdziwej-Florze. Obie otrzymałyście pewien spadek po Wu Ai i Yin Tian. I nie jest to bynajmniej miły podarunek…
Popatrzyłam niepewnie na Evitę, jednak tym razem jej twarz nie wyrażała żadnych skrajnych emocji. Była gładka, bez ani jednej zmarszczki. Mogłam się tylko bać… Drżącą ręką sięgnęłam po swoją Żelazną Księgą, na której nie widziało imię i nazwisko, które nosiłam od prawie pięciu lat, ale to pierwsze, polskie. To z którym przyszłam na świat. Arleta Róża Ostrowska. Poczułam się, jakby ktoś wywołał mnie w pustej poczekalni. Tak, to ja. Dotknęłam książkę palcem, a moja własna opowieść, jak przyciągnięta magnesem, wpadła mi w dłoń. Otworzyłam książkę, z trudem kryjąc narastający strach, przed tym co tam ujrzę. I wtedy…
Książka, jak żywa istota, zachłysnęła się zimnym powietrzem, które mnie otaczało. Poczułam się wchłaniana, wciągana, zasysana. Moja skóra stopiła się, zdeformowała, rozpłynęła. Kości skruszały, rozsypały się w drobny mak, zawirowały wraz ze mną, a jednocześnie osobno. I ujrzałam obrazy. Tylko szybkie klatki filmowe. Zdjęcia. Niemowlę. Uśmiecha się w górę, do rodziców. Oni myślą, że uśmiecha się do nich, ale tak naprawdę dziecko tylko odwzorowuje ich mimikę. Nie ma w tym nic świadomego. Nagle w jego oczach daje się dojrzeć metaliczny błysk. Jak odbicie światła niebieskiej tęczówki, choć dziecko ma oczy koloru czekolady… Rodzice przestają się uśmiechać. Poważnieją i patrzą po sobie, jakby chcieli się wzajemnie upewnić, że to co widzieli naprawdę miało miejsce. I kolejne zdjęcia, migające szybko. Coraz szybciej. Inne dziecko. Może pięcioletnie? Wiem, że to ta sama dziewczynka, co wcześniej, tylko starsza o te parę lat. Bawi się w ogrodzie ze starszą siostrą. Rzucają do siebie piłkę. Wtem nagły powiew wiatru posyła piłkę wysoko, wysoko. Piłka przysłania słońce i wisi tak w powietrzu niemal nieruchomo. Starsza siostra coś krzyczy. Po chwili w ogrodzie pojawiają się rodzice. Teraz kogoś mi przypominają. Jest w ich twarzach coś wyidealizowanego… młodszego. Tak, to po prostu lata. W oczach moich rodziców pojawia się strach. W jednym momencie coś postanawiają. Widzę to po ich zachowaniu. Biorą młodszą dziewczynkę, na ręce, jej siostrę chwytają za dłoń,  wracają do domu i ryglują drzwi…
Potem obraz gaśnie, ale za to zaczynam słyszeć różne pomruki. Nasłuchuję. Wyczekuję. I jest.
- Nie możemy czekać na cud. Arleta potrzebuje ochrony natychmiast!- roztrzęsiony, kobiecy głos. Moja mama.
- Przecież wiem. Boże, co możemy teraz zrobić? Flora jest za mała na Stróża. Nie poradzi sobie.- pewny, niemal twardy wojskowy głos mojego ojca.
- Nie, jeśli oddamy jej swoje moce. I tak nie są aktywne. Żaden nam z nich pożytek. Ale dla Flory będzie to duża ochrona. Gdy nauczy się kontrolować i łączyć swoje zdolności z naszymi, to naprawdę może się udać.- przekonywała mama, głosem przepełnionym nadzieją.
- Chciałbym w to wierzyć, Elizo. Ale wiedz, że jeśli nam się nie uda, stracimy nie tylko Arletę , ale też Florę. 
Końcówka ostatniego zdania, jakby się rozmyła. Zatraciła głośność, jak przykręcane radio. Nastała głucha cisza, nim głosy rozbrzmiały na nowo. To było już kiedy indziej. W inny dzień. Może nawet innego roku.
- Nie pozwolę im jej skrzywdzić. Arleta ma już siedem lat. Nie będę drżała o jej jutro każdego ranka. Dzisiaj to zrobimy, Karolu. Dzisiaj uratujemy naszą rodzinę. Arleta nigdy nie pozna swojej prawdziwej natury. Będzie normalnym dzieckiem, dziewczyną, kobietą. Flora zachowa prawdę w tajemnicy. Obiecała mi to. Na mały palec… Skończymy to dzisiaj, raz na zawsze…  - drżący z przejęcia, dostojny głos mamy.
- Dobrze. Wiesz, że dla dziewczynek i dla ciebie zrobię wszystko.-odpowiedział jej stonowany, może lekko zmęczony?, głos taty.
Znów niespodziewana cisza. Taka jak, gdy oglądasz wieczorem telewizję i naglę odcinają ci prąd, a ty siedzisz w ciemnościach i nie masz co ze sobą zrobić. I czekasz na powrót elektryczności. Jak prehistoryczny człowiek na wschód słońca. I ono w końcu wschodzi, a ekran telewizora rozświetla się ruchomymi obrazkami, które zachwycają świat.
- Po co przyszedłeś, potworze?!- krzyk mamy, zagłuszany przez ostry syk. Suchy, ale jednocześnie wilgotny. Ogień. To ten dzień. Ta noc…- Ona nie ma już niczego wartościowego. Zostaw ją w spokoju! Wracaj do swojej pieczary.
I głuchy śmiech. Gdzieś ponad tymi językami ognia.
               
-  Droga pani, pani zupełnie nie zna się na tym, co jest obecnie cenne tam, skąd pochodzę.- głos Nouela. Rozpoznałabym go wszędzie. Zachłannie chłonęłam każde słowo. 
- W takim razie oświeć nas, czym jest ta droga rzecz, którą posiada moja córka, a która cię tu sprowadza, demonie.- odezwał się mój ojciec. Byłam niemal pewna, że zasłania własnym ciałem moją mamę, choć stoją tuż przy ścianie, a języki ognia zaczynają lizać ich ubrania. Nie ma już ucieczki.
- Nie mogę wam powiedzieć. To tajemnica, jednak zrobię wyjątek dla Arlety. Obiecuję wam, że ona pozna prawdę. I będzie z nią szczęśliwa. O tym mogę was zapewnić. A teraz przepraszam. Na górze mam umówione spotkanie z wasz drugą córką, która bynajmniej mnie nie interesuje, a która sprawuje rzeczywistą pieczę nad Arletą… Zapowiada się bardzo ciekawa konwersacja.  
Przytłumiony krzyk mojej mamy i przekleństwo rzucone na Nouela, przerodziły się w sekundę w pisk człowieka palonego żywcem. Mój Strach pozostawił moich rodziców na pastwę swoich wygłodniałych sług. Gdzieś z prawej strony zaskrzypiała podłoga mojego starego domu. Nouel wspinał się po skodach, by dopełnić swego dzieła. Szybko odnalazł Florę. Nie mogłam jej dojrzeć, ale wiedziałam, że stoi, broniąc wejścia do mojej sypialni. Nie zamierzała się odsunąć. Nawet drgnąć.  
- Arleta nie jest już Hybrydą!- krzyknęła moja siostra. Nouel prychnął pogardliwie.
- To, że odsunęliście jej dar, nie znaczy że wcale już go nie ma. On nigdy nie zniknie. Tak jak ja z jej życia…
- Nie dostaniesz tego czego chcesz! Arleta ma w sercu Strach. Nigdy nie odnajdzie swojej mocy. I ty to wiesz… Bo to ty jesteś jej Strachem!- świst gorącego powietrza, uderzenie i głuchy upadek mojej siostry.
- Milcz, czarownico.  Nie zabieraj głosu na temat spraw, o których nie masz pojęcia. Wiesz tylko tyle, że gdy dwie siostry dzierżą w swoich rękach moc, jedna z nich dla równowagi, przechodzi na ciemną stronę, a druga ma wolną drogę, więc wybiera jasność. Takie są zasady. Reszta tego przesądu, jest dla ciebie czarną magią. Czarną magią, której ty nigdy nie opanujesz…- dobitny, metaliczny głos Nouela.  
Sprawy, o których nie masz pojęcia. Coś twardego ugrzęzło mi w płucach, tamując dopływ tlenu. Nie zwracałam na to jednak uwagi. Gdy umilkł głos Mojego Strachu nastała głucha cisza, zamknięta w bezkresnej ciemności mojej własnej opowieści. A więc tak to było. Tak wyglądało moje życie od początku do końca. Aż dotąd. Do teraz, gdy tak naprawdę nie do końca wiedziałam, gdzie jestem. Wiele jest spraw, o których nie miałam pojęcia. Do długiej listy mogłam teraz z całą pewnością dopisać schowanie przede mną mojej mocy, wpojenie w moje serce Strachu przed wszystkim, a w szczególności przed pewnym demonem oraz to, że istnieje jakiś pakt, który jedną z nas posłał w otchłań piekielną, a drugą pozostawił w świetle słonecznym. Tylko jest jeden problem. Jeśli ja jestem tutaj, w Piekle, a Flora poświęciła się dla mnie, bym żyła w jasności, to pozostaje jedno pytanie. Która z nas tak naprawdę, została pochłonięta przez mrok, a której przeznaczona jest powierzchnia i dobro?   


                                       http://25.media.tumblr.com/19eb0fc5b275c2a3b86ba50f000b0928/tumblr_mtufuqjdkH1solxm8o1_400.gif

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Epilog

Tytanidy Światła i Ciemności

GDZIE WRÓBLE?