Siostrobójstwo

KLIK- MUZYKA DO ROZDZIAŁU



Wokół mnie panowało srebro. Tutaj, złoto jeszcze nie dotarło. Skarbce antycznych królów nie sięgają, aż tak głęboko w nieprzeniknioną czerń ziemi. Wzięłam głęboki oddech, który poniósł się rozedrganym echem, torując mi drogę. Zrobiłam pierwszy krok, mijając ramę lustra, które z tej strony szkła, wyglądało bardziej jak drzwi.
Rozejrzałam się wokół siebie. Trudno mi było w to uwierzyć, ale wyglądało na to, że trafiłam do ogromnej biblioteki. Była to jednak najdziwniejsza biblioteka, jaką kiedykolwiek widziałam, nawet w filmach fantasy. Zakurzone, wyblakłe księgi o pożółkłych, pofalowanych stronicach, ułożone były jedna na drugiej, tworząc coś na kształt muru. Podeszłam bliżej, do tej papierowej ściany i dotknęłam jej. Tutaj zatęchły zapach, niemal całkowicie pozbawiony życiodajnego tlenu, zaczynał mi nieco dokuczać. Mimo to nie cofnęłam się ani o pół kroku. Zamiast tego zaczęłam odczytywać wytłoczone słowa na grzbietach ułożonych ksiąg.
Samuel Bill Marks. Serine Nina Greenwell. Sirius Mathew Jonson. Sybille Margarita Palos. Sydney Regina Watters.
Imiona zamiast tytułów…  
- Są poukładane imionami alfabetycznie, choć swoją drogą, to najgłupszy system jaki kiedykolwiek ktokolwiek wymyślił. Nic nie można tu znaleźć.- ten głos. Przesłodzony, z nutką przeciągłej pretensjonalności…
Odwróciłam się w stronę, z której dochodził. Evita…
- Co ty tu robisz?- spytałam cicho, prostując się. Z całej siły próbowałam ignorować ciągnący ból poparzonego ramienia.
- Właśnie miałam spytać cię o to samo, Arleto. Co się wydarzyło tam na górze, że twój zakłamany Nouel pozwolił ci spaść aż na samo dno? Dno, od którego nie da się odbić, a uwierz mi, wiele razy próbowałam.
Popatrzyłam na nią uważniej. Wyglądała inaczej niż pamiętałam ją, z naszego powierzchownego spotkania, już dawno temu. Całe stulecia temu… Teraz, Evita wyglądała( choć to przecież niemożliwe, skoro nie była człowiekiem) na wychudzoną i zaniedbaną, niemal chorą! Jej długie złociste włosy kłębiły się wokół niej, rozczochraną chmarą, niebieskie oczy patrzyły na mnie ze zrezygnowaniem, spod ciężkich powiek o rozmazanym makijażu. Szarawa skóra twarzy napinała się na drobnych kościach policzkowych, a postrzępiona, brudna suknia wisiała na Evicie krzywo i żałośnie. Dziewczyna pochwyciła moje spojrzenie i rozłożyła lekko zasuszone ręce, jakby chciała pokazać się w pełnej krasie.
- Widzisz, co zrobił ze mną twój ukochany? To gorsze niż śmierć. Gorsze nawet od miejsca, skąd pragnęłam uciec. Tam przynajmniej widziałam co się dzieje na ziemi i w Podziemiu. Czasami nawet dostrzegałam odległy czyściec i dusze ludzi, które idą na Sąd. A tu? Tutaj gniję. Rozpadam się, jak te wszystkie księgi. Strona po stronie!- jej głos był wilgotny, pełen bezsilnego gniewu i desperacji.
Z jakiegoś powodu było mi jej żal. Puściłam w niepamięć nawet złośliwą wzmiankę o Nouelu, jako moim ukochanym.
- Dlaczego tu trafiłaś? Przecież mieli cię wypuścić, za to, że im pomogłaś.
- O, tak. Dostałam zapłatę i nauczkę, żeby nigdy nie ufać wywłokom z Piekła!- wrzasnęła Evita, unosząc w górę głowę, jakby pragnęła aby jej obraźliwe słowa dotarły do Podziemia.- Ale wiesz, coś ci powiem. Dużo o tym myślałam, w końcu tutaj nie mam nic lepszego do roboty. To nie tylko ich wina, nie. Jest jeszcze ktoś. Ktoś, od którego to wszystko się zaczęło.- Evita zaczęła iść ku mnie wolnym, chwiejnym krokiem, który wyraźnie sprawiał jej ból.- O którym powstawały legendy, zanim jego przodkowie ujrzeli ten świat po raz pierwszy... Pewnego razu, doszłam do wniosku, że wszystkiemu jesteś winna TY! Wielka Hybryda Lodu, pradawne zło, które niszczy każde istnienie, na które choćby spojrzy! Tak, Arleto, to TY mnie zabijałaś! TY mnie tu uwięziłaś i patrzysz teraz jak rozsypuję się w proch i pył!- jej przeraźliwe wrzaski, niosły się po całym tym miejscy, wsiąkając w papier każdej książki.
Evita zamachnęła się na mnie, a pomiędzy jej rozczapierzonymi palcami zabłysło coś czerwonego. Krwista kula pomknęła ku mnie nim zdążyłam, choćby się uchylić. Sekunda i brzęk odbitej czerwonej siły. Niewidzialna bariera, która mnie uratowała zagięła się leciutko. Moc Evity zgasła, jak zdmuchnięty ogarek. I jej śmiech. Pozbawiony wesołości. Chory rechot.
- Ale byłam głupia! Myślałam, że nie żyjesz! Że jesteś już Potępiona! Nie, nie. Ty żyjesz. Tylko, dlaczego? Jak tu dotarłaś? Jak, jak, jak... Wiesz, Arleto, przypominasz mi obślizgłego karalucha, który przeżyje tydzień pozbawiony głowy. Wszyscy zginął, a ty będziesz wciąż żywa nawet, gdy zgaśnie Słońce!- Evita mówiła głośno i szybko. Jakby chciała wypowiedzieć do kogoś jak najwięcej słów, nim ostatecznie zwariuje. 
Mierzyłyśmy się wzorkiem jakiś czas. Nie zamierzałam się odezwać. Evita nie była człowiekiem. Nawet  zbłąkanym duchem. Teraz była już niczym. Patrzyłam na jej wąskie, szerokie usta, które wciąż drgały, przyjmując na siebie jej krzywy uśmiech lub grymas bólu. I tak w kółko. Na zmianę to unosiła, to spuszczała kąciki ust. Aż nagle jej oczy rozbłysły chorobą, a na jej twarz wstąpił zupełnie nowy wyraz. O wiele gorszy, niż wcześniejsze zniekształcone miny…
- Chodź, pokażę ci coś. To miejsce nie składa się jedynie z tego muru. To cały labirynt! Chodź, beze mnie się tu zgubisz…
Nie miałam ochoty zagłębiać się w ogromny labirynt z niezrównoważoną Evitą, która jeszcze chwilę temu próbowała mnie unicestwić. Jednak… gdy o tym głębiej pomyślałam, stwierdziłam, że dziewczyna jest tak osłabione, że jej ataki mogą jedynie połaskotać mnie po brzuchu. Poza tym, mimo wszystko jeszcze żyłam, więc suma Sumarów, wychodziło na to, że Evita nie może mi tutaj zrobić absolutnie nic a nic. Z tą pokrzepiającą myślą, ruszyłam pomału, tam gdzie zniknął postrzępiony skrawek sukni mojej przewodniczki.
Rzeczywiście byłam w ogromnym labiryncie, o ścianach które sięgnęłyby sufity, gdyby było go widać. Kiedy spojrzałam w górę, zobaczyłam jedynie narastającą ciemność, jakbym patrzyła w odwróconą studnię lub przepaść. Szłam korytarzami z papierowych ścian, co chwilę zerkając ukosem na grzbiety ksiąg.  Evita prowadziła mnie działem T, później skręciłyśmy w dział U i szłyśmy tak długo, aż dziewczyna stanęła z uśmiechem, przed ogromną ścianą w dziale Y. Mur ciągnął się w nieskończoność nim skręcił w lewo do następnej litery  X. Nie wiedziałam, że na Y może być aż tyle imion. Do głowy przychodziło mi jedno i bynajmniej nie było to imię dla pięknej dziewczyny. Yeti, choć jak teraz nad tym dłużej się zatrzymać, to można dostrzec związek pomiędzy tym śnieżnym potworem, a miejscem w którym przyszło mi żyć jakiś czas… Kto wie? Może tak naprawdę Yeti nie jest białym, włochatym stworkiem, ale krwiożerczym demonem, którego nie zdążyłam poznać w Podziemiu? Z moich rozmyślań wyrwał mnie piskliwy jęk Evity:
- I co, nie zapytasz dlaczego cię tu przyprowadziłam?- wyglądała, jakby miała zaraz dostać ataku szału.
- Dlaczego akurat dział Y?- spytałam.
Naprawdę chciałam to wiedzieć. Chciałam przeczytać wszystkie imiona na Y i przekonać się, że nie ma wśród nich Yeti.
- Jest tu pewna książka, która  może ci się spodobać. Opowiada losy twojej niezwykłej znajomej…- Evita z trudem powstrzymywała się od pocierania rąk z uciechy, gdy domyśliłam się o kogo chodzi. – Znajdź jej historię. Imionami alfabetycznie…
- Dlaczego mam ciebie słuchać? Nie bez przyczyny siedzisz w najgłębszej części Podziemia i pomału się rozpadasz.- wzmianka o jej nieuchronnym, wiecznym zniknięciu przebiegła cieniem po obliczu Evity.
- A choćby i dlatego…- dziewczyna nie dokończyła zdania.
Zawirowała w dzikim tańcu i w jednej sekundzie była w połowie ściany, a w następnej tuż przy mnie. Wcisnęła mi w ręce grubą, zakurzoną księgę, oprawioną w liliową skórę. Na wierzchu wygrawerowane niebieskim atramentem widniało imię Yin Tian…
- No otwórz. Ja nie mogę tego czytać, ale to bez znaczenia. Znam tę historię niemal na pamięć. - popatrzyłam na nią podejrzliwie. Evita zrobiła zachęcający gest i wyprostowała się z trudem.- Nie pożałujesz jeśli przeczytasz...
Przygryzłam dolną wargę. Po chwili wahania zaczęłam czytać wstęp:
Yin Tian- córka wysoko postawionego urzędnika na dworze cesarskim. Pochodzi z chińskiej dynastii Tang. Żyła w latach 665-685. Jest Duchem Światła. Posługuje się żywiołem ziemi. Miała młodszą siostrę imieniem Wu Ai. Jej dwa wachlarze zwą się Li Gi, znaczy Siła, Ping Heng, czyli Równowaga.
Podniosłam oczy na Evitę.
- Tu nie ma nic niezwykłego. 
- Czyżby? – na usta dziewczyny wstąpił pobłażliwy uśmiech. – Nie zastanawia cię, dlaczego ta starożytna arystokratka żyła tylko niespełna 20 lat?
- W tamtych czasach ludzie umierali młodo.
- Ale chyba nie bez żadnego powodu. A uwierz mi w tych księgach zapisane jest wszystko o ich właścicielach. Ich śmierć ma tu poświęcony specjalny rozdział. Tylko z jednym wyjątkiem, który trzymasz w rękach…
- To znaczy, że Yin nie umarła?- spytałam nieco zbita z tropu.
W odpowiedzi Evita tylko przewróciła oczami.
- Nie, tego nie powiedziałam. Sęk w tym, że jej przypadek jest czymś w rodzaju ewenementu. Nigdy wcześniej ani nigdy później nic podobnego się nie wydarzyło... Czytaj dalej. Dowiesz się jak doszło do tego, że Yin poniosła śmierć, nie umierając.
Przekręciłam kartkę. Następna strona była w całości zapisana ciasnym druczkiem.
Dziewiętnastej zimy Yin Tian została oddana zarządcy cesarza imieniem Gechang Yukuaide. Miała złożyć przed nim śluby w dniu swych dwudziestych urodzin w pałacu cesarskim na Wzgórzu. Piękna ceremonia miała nastąpić za niespełna miesiąc. Yin nie kochała swojego narzeczonego. Darzyła go jedynie szacunkiem właściwym i jemu i jej. Nic poza tym. Gechang jednak miłował swoją narzeczoną, choć ze względu na swoją pozycję, nie mógł tego okazywać tak, jak tego pragnął. I tak mijały dni, a im bliższa była data wyznaczonych zaślubin, tym szybciej sunął ku Yin mroczny cień jednej z najbliższych osób…
Pewnej nocy Yin wybrała się na spacer po wodnym ogrodzie, tuż za pałacem. W wieku ośmiu lat odkryła w sobie potężną moc uzdrawiana roślin i sprawiania, że rosły one dostojniejsze, a  płatki kwiatów przybierały niespotykane barwy. Przychodziła do ogrodu w tajemnicy. Zawsze pod osłoną nocy i uzdrawiała roślinny oraz drzewa, lepiej od cesarskich ogrodników, najlepszych w Królestwie. Nikomu nie powiedziała o swoim niespotykanym darze. Nie wiedziała o nim nawet jej ukochana młodsza siostra Wu Ai. Yin nieraz słuchała opowieści o złych czarownica z dalekich krajów. Obawiała się, że jest taka jak one i że gdy ludzie się dowiedzą, zaczną żądać jej śmierci. A Yin bała się śmierci.
Yin Tian spacerowała tak w blasku Słońca Nocy bardzo długo. Nuciła pod nosem kołysankę, którą matka usypiała ją, gdy Yin była jeszcze mała. A czas płyną swoim własnym rytmem, wystukując sekundy wśród liści drzew. Yin uklękła przy uschniętym krzaku, i tak jak to zawsze robiła, sprawiła, że roślinka odżyła, wypuszczając nowe, zdrowe listki i przyozdabiając kruche gałązki delikatnymi paczkami. Yin uśmiechnęła się do siebie i wtedy usłyszała szelest. Trzy kroki, których nikt nie próbował zatuszować. To nie było skradanie… Serce Yin stanęło. Przestało bić, tak zwyczajnie. Jak u staruszki, która nocą spokojnie zasnęła po raz ostatni. Yin cichutko wstała i z przerażaniem w oczach, odwróciła się wolno w stronę, z której usłyszała kroki.
Gdy spojrzała w tę jasną twarz o rozwichrzonych czarnych włosach, pomyślała że nic jej nie grozi. Jej młodsza siostra Wu Ai stała tuż przed Yin i uśmiechała się lekko. Wu nie była tak piękna, jak jej starsza siostra. Mimo to Yin nie wywyższała się ani nie kpiła z brzydoty siostry. Wu, tak jak Yin była arystokratką i to wystarczało by wyjść dobrze za mąż. Nagle Wu drgnęła i przechyliła głowę, przyglądając się Yin.
- Witaj, siostro.- przywitała się Yin, żeby przerwać to dziwne milczenie, pełne napięcia.
- Witaj i ty, moja starsza siostro.- odpowiedziała Wu, z nieznacznym przekąsem akcentując słowo „starsza” . Wtedy Yin nabrała podejrzeń. Spięła nieznacznie mięśnie, tak aby siostra nie zauważyła jej podenerwowania.
- Co sprowadza cię tutaj, o tak później porze?- spytała Yin, gdy Wu znów zamilkła i długo nic nie mówiła.
- Podziwiam Księżyc, tak jak i ty… Choć ja nie czaruję , ukryta pod osłoną nocy. Powiedz, starsza siostro, na kim chcesz wypróbować swoje zaklęcia? Na mnie? Na rodzicach? A może na swoim narzeczonym?- natarczywy, oskarżycielski głos Wu przecinał chłodne powietrze nocy, jak srebrne noże.
- Wu, to nie tak jak myślisz! Nie jestem czarownicą! Przecież mnie znasz. Jestem twoją siostrą.- zaprzeczyła gorączkowo Yin. Gdy jej młodsza siostra zrobiła kolejne trzy kroki w jej stronę, Yin zaczęła się cofać, chcąc utrzymać dzielącą je odległość.
- Kłamiesz... Jesteś zakłamaną czarownicą, a mimo to Gechang Yukuaide cię kocha. Omotałaś go zaklęciami!- Kolejne dwa kroki.- Otumaniłaś wywarami z zakazanych ziół! Czarownica! Wiedźma!- jej krzyki niosły cię długim echem poprzez ogród. Yin zacisnęła powieki, z trudem hamując łzy. Nagle Wu zamilkła. Yin otworzyła oczy i zobaczyła jedynie zamazany obraz siostry, stojącej tuż przy niej. Czoło przy czole. Wu nabrała chrapliwie powietrza i wyszeptała:
- Ale jest sposób na odwrócenie zaklęcia, które każe mi uważać ciebie, kochana siostrzyczko, za czarownicę…- chwila milczenia.- Wystarczy, że oddasz mi Gechang Yukuaide, a sama wybierzesz sobie któregoś z podrzędnych urzędników, tych których ja mogłabym mieć za męża. Wtedy i tylko wtedy zapomnimy o tej nocy już na zawsze… - twardy warunek, którego Yin nie mogła spełnić.
Wu odsunęła się od Yin nieco, tak by widzieć twarz swojej starszej siostry, oświetlonej nikłym światłem Księżyca. Wu uśmiechnęła się sztucznie i rzekła.
- Tak też myślałam. Trudno. Nie mogę pozwolić, by moja rodzina została tak znieważona. Jej czysta historia nie zostanie splamiona twoim istnieniem Czarownico!- błysk długiego ostrza sztyletu, syk przecinanego powietrza i ból. Ból pozbawiony źródła. Ból, jak błyskawica, rażąca całe ciało. I smak krwi w ustach. I mętniejący obraz przed suchymi oczami, pozbawionymi łez. I jej szept. Szept demona w człowieczej powłoce:
- A Gechang i tak będzie mój, siostrzyczko. Teraz gdy ciebie zabraknie, on będzie mój…
Yin nie czuła upadku. Ból pomału zanikał. Obraz przed oczami stawał się jedną wielką, białą pustką. Smak krwi nikł, jakby stawał się najczystszą wodą. A Wu odeszła. I zostawiła ją, Yin, w tę ciemną noc, gdy Księżyc nagle skrył swe oblicze za chmurami. Nie chciał być świadkiem tych okropnych wydarzeń. Gdy siostra podniosła rękę na siostrę…
Skończyłam czytać i nie wiedziałam co powiedzieć. Co myśleć. O historii Yin, której w ogóle nie znałam. Nic o niej nie wiedziałam i teraz kiedy dowiedziałam się, jak wyglądało jej życie, tu na ziemi, jako człowieka, coś mnie tknęło. Podniosłam oczy na Evitę, która stała nieopodal, podtrzymując się ciężko ręką o ścianę, jak sportowiec, po dobiegnięciu do mety. Gdy pochwyciła moje spojrzenie, od razu puściła mur i wyprostowała się dzielnie.
- Dlaczego..?- szepnęłam,  na co Evita prychnęła pogardliwie.
- Jeśli nie wiesz o ci chodzi, to zawsze wszystkiemu winna jest miłość. Kto jak kto, ale ty powinnaś wiedzieć to najlepiej. – rzekła dziewczyna sarkastycznie. 

            https://38.media.tumblr.com/4b203c97f241f72596870e1248000751/tumblr_mlh5danUCh1s0zamfo1_500.gif

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Epilog

Tytanidy Światła i Ciemności

GDZIE WRÓBLE?