Liczba Bestii

KLIK 1 - MUZYKA DO ROZDZIAŁU
KLIK 2 - MUZYKA DO ROZDZIAŁU



Szłam ciemnymi schodami w dół. Wciąż w dół. Tylko w dół. Veronica kołysała się elegancko, idąc przede mną. Kroki stawiała gładko, elastycznie, tak że suknia wręcz płynęła na jej biodrach. Zauważyłam,  że wraz ze zmianą wyglądu, zmieniło się też jej zachowanie. Teraz była wielką panią. Nie Pieskiem Diabła, ale Świętym Obliczem, przed którym klękają narody, a królowie oddają swoje korony. 
Nagle poczułam drgania podłogi. Odległe, niosące się potężną, niesłabnącą falą. Podniosłam nieco oczy. Zobaczyłam, że Veronica przystanęła i odwróciła się do mnie. Na jej twarzy błąkał się ubawiony czymś uśmieszek, jakby właśnie spełniało się to, o co prosiła wiele lat. Zeszłam z ostatniego, kamiennego stopnia. Podeszłam do niej bliżej i stanęłam tuż przy skraju jej długiego żałobnego trenu. Rytmiczne uderzenia były tu tak mocne, że czułam je we wszystkich kościach. Czułam jak moje serce gubi swój rytm.
- Nie okazuj strachu. Gdy są głodni, nie są już tak uroczy.- stwierdziła Veronica. A mi coś przewróciło się w żołądku.
Dziewczyna chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą.
 -Chodź, Nouel już pewnie czeka. Ale będzie impreza!- końcówka jej zdania zginęła wśród uderzenia odurzających zapachów i ogłuszającej, agresywnej muzyki heavy metalowej o skrzeczących, niezrozumiałych słowach złości.
Trafiłam do prawdziwo Piekła. Zobaczyłam go w całej jego okazałości. Ta podziemna rzeczywistość nie miała nic wspólnego z nikłymi opisami w książkach, ludzkimi fantazjami, czy chodźmy makabrycznymi obrazami średniowiecznych artystów. Ugięły się pode mną nogi, gdy zderzyłam się z przepychem i zbytkiem wszystkich upiornych władców.
Ogromna, szklana sala. Lustrzane ściany sięgnęłyby nieba, gdyby tylko pozwalały na to zgniłe serca tu zebranych. Wiele tysięcy kolumn z najpiękniejszego, białego marmuru, pięły się swoimi korynckimi złoceniami ku odległemu sufitowi, który ozdobiony był czarnymi malowidłami demonów o pulchnych twarzach dzieci. Spomiędzy ich krwistoczerwonych skrzydeł zwisało ku podłodze wiele złotych żyrandoli o długich, czarnych świecach, które płonęły niebieskimi ogniem. 
- Spokojnie, Hybrydo. Jesteś w Piekle. Tu nie możesz od tak spłonąć...- wykrzyczała mi w ucho Veronica. A więc zauważyła, że wpatruję się w świece…
Dziewczyna znów pociągnęła mnie za sobą i zaczęłyśmy kluczyć pomiędzy gośćmi.  Teraz mogłam im się lepiej przyjrzeć. Byli piękni. Idealni w swojej rażącej brzydocie. Demony kobiet zachwycały giętkimi sylwetkami, które z wdziękiem prezentowały w skąpych, ciemnych sukniach podziemi. Zachowywały się przy tym tak, jakby to one stanowiły pierwowzory największych dzieł wybitnych artystów. Jakby to one były nieznanymi kobietami na portretach malarzy. Jakby to one pozowały do antycznych rzeźb…  Demony mężczyzn przyglądały się chciwie kobietom. Oni także mogliby zachwycać idealnymi proporcjami ciał oraz zniewalającymi, ale jakże fałszywymi uśmiechami omszałych zębów.  Ja jednak widziałam w nich jedynie uosobienie wszelkich grzechów. Całe dotychczas popełnione zło, można było odleźć w ich oczach, które rzucały cień swojego przekleństwa na każdego, na kogo spojrzeli. To nie byli ludzie. Tylko wyglądali jak ludzie. Ale pod tymi maskami kryły się najgorsze mary świata, o których powstawały plemienne legendy i podania, które krążą na powierzchni po dziś dzień.
Gdy przechodziłam koło pięknego młodzieńca o gładkiej twarzy, złocistych lokach  i przepastnych oczach mordercy ten, nagle odwrócił się w moją stronę i wykrzywiając wargi w demonicznym uśmiechu, wzniósł swój kliszek napełniony czymś, co miało kolor i konsystencję krwi. Potem upił z niego gęsty łyk i nie odrywając ode mnie oczu, oblizał z lubością wargi. Jego białe zęby splamiły się czerwienią. 
Muzyka ucichła, a w moich uszach zabrzęczała głośna cisza. Muzyka milczenia. Muzyka głuchych. Szmer podnieconych głosów. Wymiennych szybko zdań w językach, których nie znałam. Nie mogłam ich znać. Jak dotąd byłam człowiekiem. Po cóż mi były języki Piekła? Natarczywe spojrzenia. Pobłażliwe uśmiechy. Luzackie pozy wielkich dam. Nagle z tłumu wyszła jedna dziewczyna. Mimo mocnego makijażu mogłaby być w moim wieku. Kroczyła ku mnie niczym ulubiona modelka sławnego projektanta, otwierająca pokaz. Jej wysokie obcasy stukały twardo po kamiennej, błyszczącej posadce, która odbijała nasze twarze, jak tafla niczym nie zmąconej wody. Dziewczyna stanęła przede mną i wzięła się pod boki, patrząc mi głęboko w oczy, jakby  chciała zobaczyć w nich odbicie swojej nieistniejącej duszy. Stała tak blisko, że byłam w stanie policzyć piegi na jej bladej twarzy i zadartym nosie. Zmrużyła wodniste oczy i wydęła napuchnięte, lśniące usta koloru róży. 
-Witamy w Piekle, kochanie. Mam nadzieję, że będziesz czuła się tu, jak u siebie w domu.- jej słowa, wypowiedziane sopranem, wywołały salwę grubiańskiego śmiechu.
- Dymitro, kochanie, myślę, że lepiej będzie jeśli wrócisz grzecznie do szeregu i zostawisz powitania komuś godnemu. Bez urazy, ale możesz się przebierać w najpiękniejsze suknie, ale i tak pozostaniesz tym czym jesteś… - wysyczała Veronica, stojąc dumnie u mojego boku.
Dymitra spojrzała na nią, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Widać, była niżej rangą od Świętego Oblicza i to w znaczący sposób. Odsłoniła tylko, zaostrzone zęby i odwróciła się zamaszyście na pięcie. Gdy znikała w tłumie, do moich uszu doszedł cichy szept obelgi:
- Piesek Szatana…
Dymitra nie skończyła nawet swoich lekkomyślnych słów, gdy z miejsca, w którym zniknęła buchnął w górę niebieski płomień i po ogromnej sali rozszedł się rozdzierający wrzask piegowatego demona. Tłum momentalnie się rozstąpił i zobaczyłam, jak Dymitra wije się w agonii, już na wpół spopielona. Jej granatowa suknia stopiła się i przywarła do ud dziewczyny, tworząc z nimi nierozerwalną całość. Veronica podeszła do niej wolno. Na jej oszpeconej twarzy czaił się cień furii, który dziewczyna z trudem tłumiła.
- Zobaczymy jak poradzisz sobie w Kuźni. – wyszeptała Święte Oblicze, wpatrując się w rozszerzone przerażeniem oczy Dymitry.  Rozległ się potężny wybuch, który cichł wibrując, pochłaniany wolno przez szkło wszechobecnych luster.
Po rudej dziewczynie nie pozostało już nic. Nawet popiół rozwiał się po całej sali, przywierając do ciał i sukien. 
- Tak jak ślub jest mało atrakcyjny, gdy nikt z rodziny się nie pokłóci, tak zabawa w Piekle jest do niczego, gdy nie spali się choć jeden demon. Nigdy jej nie lubiłam… - stwierdziła Veronica, otrzepując lekceważąco dłonie.
Odwróciła się z gracją i pociągnęła mnie za sobą. Ktoś się zaśmiał, tym samym bezczelnym śmiechem, który podchwycili pozostali. Nie wiedziałam, co ich tak rozbawiło… Muzyka rozbrzmiała ponownie, miażdżąc ostatnie rechoty demonów.
- Powiedziałaś, że w Piekle nie tak łatwo jest spłonąć. – odezwałam się, krzycząc w stronę mojej towarzyszki. Ta nie odwróciła ku mnie twarzy, ale zauważyłam, że kącik jej czerwonych warg powędrował lekko w górę, jako pogardliwy pół uśmieszek.
- Cóż, ciebie na pewno nikt tu nie podpali, a ona już od dawna prosiła się o ten los. Biedula myślała, że nie wiem, kto wymyślił to beznadziejne przezwisko... Teraz ma, na co zasłużyła. Na wieki będzie zamknięta w służbie w najgorszej części piekła. W Kuźni. Dla was śmiertelników miejsce bardziej znane w jako Tartar , Hades lub bardziej poetycko Jezioro Ognia. - Veronica wzruszyła ramionami. – Mam nadzieję, że impreza zaraz się rozkręci. Na razie strasznie wieje tu nudą, nie sądzisz?  
Nie odpowiedziałam jej jednak, bo oto z tłumu gości wyszedł on. Wysoki, elegancki, ważny. Emanował spokojem, powagą i napięciem oraz wyczekiwaniem. Wszystkie te emocje, mogły być zupełnie niewidoczne, dla zwykłego obserwatora, jakim była Veronica. Dla kogoś takiego Nouel po prostu zbliżał się do nas w milczeniu. Dla mnie, choć sama nie wiedziałam tak naprawdę dlaczego, Nouel nie stanowił tajemnicy. Widziałam jego wnętrze, jak na dłoni i jednocześnie zastanawiałam się dlaczego cała jego postać jest tak dla mnie jasna, tak klarowna. Ledwie go znałam. Ledwie zamieniłam z nim dwa krótkie, speszone zdania, a już miałam wrażenie, że jestem z nim bardzo blisko od całych stuleci, że wiem o nim dosłownie wszystko. 
- Jak się bawicie?- spytał, gdy stanął tuż przy nas. Jego pytanie dotyczyło zarówno mnie jak i Veroniki, ale pytając, chłopak patrzył na mnie, a jego blade oczy, próbowały odczytać niewypowiedziane słowa w moim spojrzeniu.
- Nie za dobrze. Spaliłam, co prawda, na reszcie Dymitrę, ale to była licha rozrywka. Mogłam to zrobić lepiej. Przyznaję… - stwierdziła Veronica, zatapiając się w marzeniach wymyślnych tortur na Dymitrze.
- Vero, skoro twierdzisz, że zabawa jest drętwa, to może pójdziesz rozruszać towarzystwo. Zatańcz z Salemem. Wiesz, że on jest zawsze chętny… - zaproponował Nouel, kłaniając się z przesadzoną galanterią, jakby kogoś parodiował. 
Veronica prychnęła, ale ruszyła w stronę parkietu. Gdy mijała Nouela, uderzyła go pięścią w ramię, bynajmniej nie przyjacielsko. Cios był potężny, ale chłopak nawet się nie skrzywił. Tych dwoje zachowywało się jak brat i siostra. Może i nie chcieli tego okazywać, ale ja wiedziałam, że mimo swojego piekielnego pochodzenia i wrodzonego zła, wiele dla siebie nawzajem znaczyli. Może nawet skoczyliby za sobą w ogień? Gdyby tylko już w nim nie płonęli…
Gdy zostaliśmy sami, zapadła krępująca cisza, która pochłaniała cały zewnętrzny gwar. Nouel wypuścił nerwowo powietrze i zacisnął dłonie w pieści. Czekałam cierpliwe aż się odezwie.
- Pięknie dziś wyglądasz.- powiedział w końcu, bardzo szybko. Patrzył przy tym gdzieś w bok. Zaskoczyło mnie jego wyznanie. Przez chwilę nie wiedziałam, co powinnam odpowiedzieć.  Udzielały mi się jego nerwy.
- Dziękuję. Ty też wyglądasz… przystojnie.- odezwałam się, starając się pochwycić jego rozbiegane spojrzenie. Nouel uśmiechnął się lekko na moje słowa.
Nie powiedziałam nic zabawnego. Po prostu stwierdziłam fakt. A faktem było, że naprawdę był przystojny, szczególnie w tym granatowym fraku, o staromodnym kroju i aksamitnej muszce, zapiętej luźno, trochę niedokładnie z ledwie zauważalnym roztargnieniem.  
Zaważyłam, że muzyka się zmieniła. Z agresywnego heavy metalu przeszła drastycznie w niespokojne, rozedrgane, jakby płaczące dźwięki skrzypiec i mroczne, głośne organy, przywodzące na myśl donośne uderzenia milionów zsynchronizowanych serc umierających. Nouel podniósł nieco oczy i nasze spojrzenia się spotkały. Tylko na chwilę. Krótki, przelotny moment, który odebrał mi resztę nadziei.
- Ktoś już zarezerwował pierwszy taniec…- rzekł Nouel. Coś w jego postawie, kazało mi się bać.
                Organy wezbrały na sile, jakby chciały zwrócić na siebie moją uwagę. Czułam, jak cała podłoga drga mi pod stopami, jakby jakieś potężne monstrum budziło się właśnie do życia po tysiącu przespanych latach. Tłum przede mną się rozstąpił i oto moim oczom ukazał się inny mężczyzna.
                Był wysoki i postawny. Wyróżniał się z wielobarwnej masy sproszonych gości niemal wszystkim. Miał długie, lśniące, hebanowe włosy, splecione gładko w ciasny kok i spięte srebrną spiną, wysadzaną czerwonymi kamieniami. Jego zwyczajna oliwkowa cera, stanowiła jedynie tło, dla morderczych jasnopomarańczowych oczu bestii, o cienkich pionowych źrenicach. Spojrzenie wiecznego Smoka, obramowane głębokimi zmarszczkami szyderczego uśmiechu. Szedł ku mnie odziany w biały garnitur, tak różny od pozostałych ciemnych. Nie miał ani muszki, ani krawatu. Czerwoną koszulę zapiął po samą szyję, jak elegancki mężczyzna. Stanął przy mnie, rozkładając ręce w powitalnym geście. Muzyka ustała. Nouel gdzieś zniknął, a mnie w jednej sekundzie otoczył ciasny krąg obserwatorów. Sępy i kruki tłumnie przybyły na przedstawienie konania Hybrydy. W milczeniu demonów rozbrzmiał śmiech, tego który stał przede mną.
- Witamy w Piekle, moje drogie dziecko! Ostatnia Hybrydo Lodu. Demonie stworzony, by pokazać Bogu, że nie jest tak potężny jak mu się wydaje! Że jego moc jest niczym w porównaniu do mojej potęgi! –krzyknął mężczyzna w bieli. Jego głos poniósł się echem po całym pomieszczeniu. Gdy on mówił, nikt nie śmiał nawet drgnąć. – Dzisiejszej nocy, nocy powrotu jednej z nas do domu, bawcie się i tańczcie. Nie żałujcie nóg ni serc! Serc, którymi nigdy was nie obdarzyłem! – Mężczyzna skończył przemowę, na co cała sala pokłoniła się głęboko z szacunkiem i pełnym oddaniem.
Znów rozbrzmiał przeciągły ton organów, a goście zaczęli tańczyć równo, jakby tworzyli jedno ciało. Jeden organizm. Wciąż nigdzie nie widziałam Nouel’a.
- Czy mogę prosić śliczną panienkę do tańca?- słodki, ale jakby słony głos mężczyzny w biel. Wyciągnął gładką, dużą rękę o palcach ozdobionych wieloma ciężkimi pierścieniami. Spojrzałam w jego ogniste oczy. Smok nigdy nie przyjmuje odmowy. Podałam mu swoją dłoń.
Wprowadził mnie na parkiet. Cała się trzęsłam. Nogi miałam, jak paralityk. Wiedziałam jedynie o ich istnieniu. Nic więcej. Mężczyzna położył dłoń na mojej tali. Jego dotyk był ciepły, ale szorstki i ciężki. Napawał mnie obrzydzeniem. Zaczęliśmy taniec. Wirowaliśmy wolno i choć nie znałam kroków, mój partner doskonale mnie prowadził. Unikałam jego spojrzenia, przyglądając się wszystkim mijanym parom. Usilnie szukałam znajomej twarzy, ale ani razu nie zobaczyłam, choć w oddali ani Veroniki ani Nouel’a.
Mijały długie minuty, a ja wciąż nie chciałam spojrzeć na mężczyznę. Wiedziałam, że mi się przygląda. Czułam jego ognite spojrzenie na swojej odsłoniętej szyi, skąpym dekolcie… Modliłam się w duszy, by to się już skończyło. Nie byłam tylko pewna, czy będąc w Piekle, moja modlitwa dotrze do miejsca zbawienia…
- Mówił ci ktoś już dzisiaj, że wyglądasz oszałamiająco, Arleto?- spytał mój partner, dziwnie akcentując „r” w moim imieniu.
- Jedna osoba.- odparłam, starając się nie patrzeć na jego twarz.
- Doprawdy, tylko jedna? A któż to taki?- chciał wiedzieć.
- Nouel.
- Ach, tak. No przecież. To było głupie pytanie. Wybacz… Ta suknia cudownie do ciebie pasuje. Sam ją dla ciebie wybrałem. Bardzo dawno temu. Mam nadzieję, że ci się podoba? –spytał znów mężczyzna.
- Oczywiście. Lubię błękit.
- A błękit lubi ciebie, moja droga. –stwierdził on, uśmiechając się w sposób, którego charakter trudno określić, gdyż żaden człowiek nigdy się tak nie uśmiechał. – Vera dobrze wykonała swoje zadanie, jeśli chodzi o ubranie ciebie. Zrobiła to tak, jak sobie wymarzyłem…
Mężczyzna okręcił mnie w kółko i przyciągnął jeszcze bliżej. Poczułam ostry i lepki zapach spalenizny zmieszanej z drogą wodą kolońską. Ten smród przyprawiał mnie o mdłości. 
- Veronica to świetna dziewczyna i cudowna poddana. Wybrałem ją sobie kiedyś spośród milionów i obdarowałem wielką siłą, za którą jest mi wdzięczna po dziś dzień. Czasami mam wrażenie, że trochę nadużywa stanowiska, jak na przykład dzisiaj jeśli chodzi o Dymitrę, ale to nic. To nic… Masz w niej oddaną strażniczkę. Pamiętaj o tym. – przytrzymał mnie mocno, tak że teraz musiałam spojrzeć mu w oczy. Czaił się w nich wieczny gniew i najczystsze zło. On był jego źródłem.
Kompozycja dobiegła końca i wszystkie pary pokłoniwszy się sobie, oddaliły się, szukając nowych partnerów. Także i minie pozwolono odejść, po uprzednim głębokim pokłonie złożonym przed mężczyzną w bieli.
Gdy tylko odeszłam od niego, poczułam się dużo lepiej tak fizycznie, jak i psychicznie. Zauważyłam, że dotychczas prawie nie oddychałam. Zrobiłam głęboki wydech, by uwolnić z moich płuc, nagromadzone tam powietrze.  Przed moimi oczami zatańczyły czarne cienie. Zapomniałam o ponownym nabraniu powietrza. Tak daleko od ludzkiego świata, człowiek zapomina, że wbrew pozorom jeszcze żyje. 
- Nie wyglądasz, na kogoś, kto dobrze się bawi…- rozległo się nagle nad moim prawym ramieniem.
Poczułam jego ciepło na moich plecach. Do moich nozdrzy wpadł mocny, intensywny zapach jego oddechu. Serce zawirowało w moich piersiach, obijając się o żebra. Po mojej skórze rozwiała się gęsia skórka, łaskocząc mnie, jak lekki jesienny wiatr. A wszystko to w ułamku sekundy. Jej odległej części, tak ulotnej, jak sen. Tak nierealnej, jak abstrakcyjny obraz.
- Zmuszając łabędzia do wysokich lotów, nie można oczekiwać, że ten wodny ptak nagle porzuci ukochany staw dla odległych niebieskich wypraw, prawda?- wyszeptałam w ramię, bojąc się odwrócić, by stanąć przed Nouel’em twarzą w twarz.
- Mam przez to rozumieć, że nie lubisz tańczyć?- jego niski głos mącił mi w głowie. Zamknęłam oczy, wyobrażając sobie jego barwę. Błękit i zieleń, przez które przebija się z lekka czerń.
- Nie. Lubię tańczyć. Tańczyć z ludźmi.
Chwila milczenia. Pełna napięcia. Wyczekiwania. Skrępowania.
- Boisz się go? – smutek w jego głosie był słodki, ale jakby gorzki i cierpki.
Nie mogłam już dłużej. Odwróciłam się, a moja suknia zaszemrała za mną, jak górki strumyk. Pochylał się nade mną, jakby starał się mnie osłonić własnym ciałem. Tworzył wokół mnie barierę, która nie przepuści ani jednego demona. Czułam się tu bezpieczna. Wzięłam głęboki, przesycony jego wonią, wdech i podniosłam oczy na jego twarz. Oblicze takie jak zwykle. Tajemnicze, nieprzeniknione. Jak maska, w której tylko oczy są prawdziwe. Spojrzałam na niego intensywnie, tak, że nie mógł odrwić wzroku. Po prostu nie mógł. Nie pozwoliłam mu na to. 
- Tak boję się. Boję się ich wszystkich. – powiedziałam szybko.- Powiedz mi, Nouel, kim ja jestem?- spytałam nagle. Chłopak drgnął, gdy po raz pierwszy zwróciłam się do niego po imieniu.
- Hybrydą Lodu…
- Nie. Nie, jestem żadną Hybrydą Lodu. To wy to sobie wmówiliście. Jestem człowiekiem i dopiero teraz to widzę. Wyglądam jak człowiek. Czuję jak człowiek. Z Hybrydy mam tylko wyrok, skazujący mnie na nią. – szeptałam gorączkowo.-Nie bałabym się was, gdybym była taka jak wy. Nie dostrzegałabym tego wszechobecnego zła, gdybym była częścią tego wszystkiego. Wystarczyło jedno spojrzenie, jego pomarańczowych oczu, bym wiedziała kim jest. Kim był…- wyrzuciłam z siebie jednym tchem, patrząc na nasze odbicia w posadce. Z każdym moim słowem Nouel pochylał się nade mną coraz bardziej, tak że nagle poczułam jego czarne kosmyki na swoich policzkach i czubek nosa na skroni. Zamarłam.
- Powiedz mi, proszę… kim był lub wciąż jest ten o ognistym spojrzeniu i władzy, która trzyma w garści wszystkie demony światów?- wyszeptał delikatnie, z napięciem w moje nadstawione ucho.
Zapadła cisza. Nasza cisza. Moja i Nouela. Muzyka na sali nas nie dotyczyła. Byliśmy zupełnie gdzie indziej. Dzieliliśmy na krótko wspólny świat. Przełknęłam ślinę i pomału, pomalutku uniosłam oczy na jego twarz. Stykaliśmy się niemal nosami. Nasze usta dzieliły centymetry, które krzyczały do mnie, bym je zabiła. Nie chciały już istnieć. Miały dość życia. Chciały odejść. Gdybym tylko mogła im pomóc… Utonęłam w jego spojrzeniu. Jego oczy drżały, oczekując na moją odpowiedź.
- Lucyfer. –wyszeptałam najciszej jak umiałam, choć miałam wrażenie, że moje słowa zadudniły między nami, jak  ginąca fala oceanu.   


                          http://8.media.tumblr.com/tumblr_kv3yif8I1i1qze5g2o1_500.gif

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Epilog

Tytanidy Światła i Ciemności

GDZIE WRÓBLE?