Zadośćuczynienie Ognia



 KLIK-MUZYKA DO ROZDZIAŁU

Już nie miałam Stróża. Moja jasna strona po prostu przestała istnieć. Wygrało zło, które jako mój cień, podążało za mną wszędzie. Teraz już nawet w najjaśniejszy dzień nie ma dla mnie słońca, które zgładziłoby mrok mojego odbicia na ścianie. To już przesądzone, nie mam czego szukać na powierzchni…
- Arleto?- jego głos. Głos demona, który odebrał mi ostatni skrawek nadziei.
Nigdy nie chciałam żeby to był on. Mógł to być dosłownie każdy. Dlaczego akurat on? Przyłapałam się na mięciu karty Veroniki, drżącymi palcami. Dlaczego on? Popatrzyłam na niego. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja napotkałam w jego jasnych oczach zamknięte na trzysta spustów drzwi. A więc potrafił być skryty. Mógł pięknie kłamać i siać fałsz, kiedy tylko chciał. Ależ byłam głupia! Myślałam, że może istnieć najczystsze zło o szczerym spojrzeniu dziecka… 
- Arleto, wiem jak to może wyglądać, ale uwierz mi to wcale…
- Wcale nie tak, co? Wcale nie pozbyłeś się z mojego życia całego dobra? Wcale nie przywłaszczyłeś mnie sobie nim skończyłam choćby rok?  Wcale nie spaliłeś żywcem mojej rodziny? Wcale nie więzisz mnie w samym środku Piekła, tylko ku swojej rozrywce? Ja nie jestem zabawką, Nouel! – krzyknęłam ile sił w płucach. Przez moment miałam wrażenie, że wieczny wiatr nad przepaścią na chwilę ucichł i zgarbił się, jak pies dostający burę od  swojego pana. Nouel natomiast wsadził dłonie do czarnych spodni i zmarszczył białe czoło. Zacisnął szczęki tak mocno, że zafalowały mu policzki.  
Pewien czas po prostu wpatrywaliśmy się w siebie. Oboje czekaliśmy, aż przeciwna strona zabierze głos. Chcieliśmy usłyszeć słowa drugiego, nie ważne jak ostre i jak bardzo przesiąknięte wzajemną krwią miałyby one być. Nouel zrobił jeden krok w moją stronę. Potem drugi. Patrzyłam na niego uważnie, cały czas tłumiąc odruch ucieczki, który szumiał w moich żyłach kolejnymi zastrzykami adrenaliny. Chłopak stanął na wprost mnie, górując nade mną nie tylko wzrostem ciała, ale też pewnym rodzajem dumy, która cały czas przebywała cicho w jego sercu. Był przecież ważną osobistością Piekła. Jak mogłabym zapomnieć? Przecież to czysty Ogień. Mój Strach. Nigdy nie zapomnę. Nigdy nie wybaczę…
- Ty nic nie wiesz. Nawet gdybyś chciała, nie mogłabyś tego zrozumieć… -odezwał się cicho, szumiącym sykiem między zaciśniętymi zębami.
Widziałam, że z trudem nad sobą panuje. Widziałam pulsującą żyłę na jego skroni i dłonie zwinięte w pięści. Dostrzegałam drgające nozdrza i coś w całej jego postawie, co wciąż kazało mi mieć się na baczności. A oczy? W nich widziałam jedynie zaciągniętą kurtynę. Koniec przedstawienia. Aktorzy ściągnęli maski i rozeszli się do domów.
- Więc po co to wszystko, co?- odpowiedziałam z przekąsem.- Po co te tajemnice, niedopowiedzenia? Po co ta cała sentymentalność? Dlaczego nie zawlokłeś mnie tu już dawno temu, jak szczeniaka za kark, no powiedz? Bo jak dla mnie to cały ten teatrzyk nie miał najmniejszego sensu.- to mówiąc, szybko odwróciłam się na pięcie i niemal biegiem ruszyłam na oślep przed siebie. Byle dalej od niego. Byle dalej.
Nie chciałam przecież by zobaczył ogromne łzy goryczy i złości, spływające okrągłymi kroplami po moich policzkach. Odchodząc, usłyszałam jeszcze piskliwy śmiech Veroniki, która obserwowała całą scenę z bezpiecznej odległości. 
                                                                       ***
Nouel znalazł mnie bardzo szybko. Choć fala rozpaczy, która ogarnęła mnie gdy byłam sama, dawno już minęła, na widok zbliżającego się demona, coś znajomego ukuło mnie w oczy. Zacisnęłam usta i obserwowałam czujnie jak bez słowa podchodzi i siada tuż koło mnie. Jakby nigdy nic. Z trudem stłumiłam prychnięcie.
Siedzieliśmy tak ramię w ramię, patrząc przed siebie na bezkresną nicość, która rozpościerała swoje przezroczyste skrzydła tuż przed nami. Nienawidziłam tego uczucia- patrzyłam, choć nie wiedziałam. Już niewiele brakowało mi by być ślepą! I ta cisza. Pozbawiona choćby wiatru urwiska, który owiewając, mnie wciąż udowadniał, że czuję, więc żyję.  Tak, w podziemiu cały czas potrzebowałam dowodów. Że widzę, że żyję i czuję. Że nie jestem zgubiona… Ale, cóż jak widać tak mi zapisano. Nie miałam nic do powiedzenia... Gdy istniałam tak sobie, a obok był on, miałam wrażenie, że jedyne co tak naprawdę teraz chciałabym zrobić, to skoczyć z urwiska jak czerwoni samobójcy. Wtedy przynajmniej już nigdy nie musiałabym oglądać jego twarzy. Skończyłabym. Ze wszystkim. 
- Nie myśl tak, proszę.- rzekł nagle, wyrywając mnie z otępiających rozmyślań. – Zachowałem się okropnie. Przepraszam.  Mogę liczyć na twoją wyrozumiałość i przebaczenie?
Spojrzał na mnie, a jego oczy znów rozbłysły światłem milionów gwiazd. 
- Zniszczyłeś moje życie. Zniszczyłeś mnie. Nie wiem, czy gdybym przyjęła twoje przeprosiny, nie byłyby to z mojej strony tylko puste słowa. – odpowiedziałam patrząc nie na niego, ale na swoje własne kolana. Tchórz-pomyślałam wtedy o sobie.- Zwykły tchórz.
- A gdybym ci to jakoś wynagrodził? Gdybym sprawił, że choć przez chwilę znów będziesz szczęśliwa? – spytał, a w jego głosie pojawiła się energiczna nutka nadziei. Nadzieja. Czy powinnam mu ją odebrać, by pokazać jak to tak naprawdę z nią jest…?
- Co masz na myśli?- wymamrotałam, wykręcając sobie ze zdenerwowania palce.  Byłam ciekawa, co takiego byłby w stanie mi zaoferować, by być godnym mojego przebaczenia. Ile warta jestem? Chciałam wiedzieć…
- A co byś powiedziała na małą wycieczkę w odwiedzinach? – zaczął Nouel, patrząc się gdzieś daleko, daleko.
- To zależy do kogo…
- A gdyby wpaść z wizytą do twojej rodziny? 
- Chodzi ci o Alice i Odett?
- Nie, miałem na myśli tę prawdziwą rodzinę. Tę, którą ci odebrałem. 
Na te słowa serce zabiło mi mocniej. Spojrzałam na niego i nasze oczy się spotkały. Wtedy Nouel już wiedział… 
                                                                ***
Szliśmy w milczeniu żwirową ścieżką o miedzianej poświacie.  Nasze szorstkie kroki szurały po kamyczkach zakurzonymi podeszwami.  Po obu stronach drogi rosły wysokie, rozłożyste drzewa o czarnych, nagich koronach. Ich gałęzie przypominały mi martwe, spopielone, zesztywniałe palce, które gdyby tylko mogły, zacisnęłyby swoje szpony na nieuważnym przechodniu. Wokół nas ciągle coś brzęczało, jak stada tęczowych ważek, jednak gdy patrzyłam w górę widziałam tylko niczym nie zmąconą biel, jak kartka papieru, na której artysta nie wie co narysować. Cały ten obraz sprawiał wrażenie opuszczonego miejsca, do którego nikt nie chce wracać. Cóż, nie tak wyobrażałam sobie drogę do moich najbliższych…
W pewnym momencie konary ciemnych drzew zaczęły się zagęszczać, tworząc istną pajęczynę gałęzi. Coraz trudniej było się poruszać, ponieważ ostre kolce niższych krzewów zaczepiały się w ubranie i raniły skórę. Nouel jednak nie zwalniał, a ja nie zamierzałam pozostawać w tyle.
Gdy przedarliśmy się przez tę mroczną, suchą plątaninę, stanęliśmy przed ogromną, okrągłą, pulsującą metalicznym blaskiem powierzchnią, przypominającą nieco gładką tarczę starożytnego wojownika. Wiedziałam, że jesteśmy na miejscu. Niemal czułam na sobie wzrok mojej rodziny, która już czeka na mnie po drugiej stronie przejścia. Przez  chwilę Nouel wpatrywał się, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, w taflę wejścia, do tego nieznanego mi świata. Nagle powierzchnia zafalowała, wybrzuszyła dziwacznie i przed nami stanął wysoki na trzy metry, suchy jak kora drzewa i niezwykle pomarszczony mężczyzna o długiej, nieco skołtunionej brodzie, która mieniła się dziwnie wszystkimi odcieniami fioletu. 
Nowoprzybyły spojrzał na nas spokojnie swoimi intensywnie fioletowymi oczami. Na chwilę jego wzrok zatrzymał się na mnie. Miałam wrażenie, że jestem oceniania, prześwietlana i sprawdzana. Rozliczana ze wszystkiego. Nie było to bynajmniej  miłe uczucie… Następnie mężczyzna spojrzał na mojego towarzysza i pochwyciwszy jego chłodne spojrzenie, ledwie zauważalnie kiwnął głową. Miałam wrażenie, że Nouel troszkę się rozluźnił, jakby właśnie wyzbył się ostatniej wątpliwości.
- Arleto, Hesperos zaprowadzi cię do twojej rodziny. Ja nie mogę iść dalej…- powiedział chłopak, zaciskając usta w cieniutką linię.  
Tylko kiwnęłam głową. Spojrzałam na brodacza, który wyciągnął do mnie długą, suchą rękę, zakończoną nierównymi paznokciami. Podałam mu swoją dłoń. Gdy poprowadził mnie ku srebrnej tarczy, nie czułam strachu przed nieznanym. Zamknęłam tylko oczy i zrobiłam ten jeden krok. Poczułam się tak, jakbym zanurkowałam w coś tylko trochę gęstszego od wody. Opatuliło mnie ciepło, a później owiało zimno. I już widziałam, że jestem po drugiej stornie. Uśmiechnęłam się. Tak długo czekałam na to spotkanie. Tęskniłam…  



                    http://27.media.tumblr.com/tumblr_lh9wkswm1e1qzgyxho1_500.gif

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Epilog

Tytanidy Światła i Ciemności

GDZIE WRÓBLE?